Słuchaj!

Program życia zasadniczo nakreślił św. Benedykt w Prologu do swej Reguły. Prawdopodobnie jednak pierwotnym źródłem tego tekstu była katecheza mystagogiczna z II wieku, czyli katecheza dla nowo ochrzczonych wprowadzająca ich w misterium życia chrześcijańskiego. Stąd jest to po prostu program życia dla wszystkich chrześcijan. Tekst rozpoczyna się słowami:

Słuchaj, synu, nauk mistrza i nakłoń [ku nim] ucho swego serca. Napomnienia łaskawego ojca przyjmuj chętnie i wypełniaj skutecznie, abyś przez trud posłuszeństwa powrócił do Tego, od którego odszedłeś przez gnuśność nieposłuszeństwa.

Kluczem do duchowości biblijnej, a w szczególności duchowości benedyktyńskiej, jest pierwsze słowo Prologu: „Słuchaj”. Przy czym odnosi się ono do słuchania i myślenia sercem. Ten program nawiązuje do tradycji biblijnej wyrażającej się codzienną modlitwą Izraelity (Szema Izrael) zapisanej w Księdze Powtórzonego Prawa:

4 Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem − Panem jedynym. 5 Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. 6 Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. 7 Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu (Pwt 6,4−7).

Ze słuchaniem słów Boga i wypełnianiem ich Biblia wiąże obietnicę osiągnięcia pełni życia. Tak jest w całym Piśmie Świętym. O tym także mówi Pan Jezus, który wzywa: Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha! (Mk 4,9). Umiejętność słuchania i usłyszenia tego, co istotne jest rozstrzygająca. Mistrzem, którego należy słuchać, jest oczywiście Chrystus, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus (Mt 23,10). Opat jest jedynie zastępcą Chrystusa na ziemi (zob. RegBen 2,2), stąd posłuszeństwo należy się konkretnemu człowiekowi o tyle, o ile prawdziwie reprezentuje jedynego Mistrza. Cała mądrość Reguły i całej tradycji monastycznej polega na tym, że mnisi starali się rzeczywiście Ewangelię wprowadzić w życie zgodnie ze słowami Pana Jezusa:

24 Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. 25 Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. 26 Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. 27 Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki (Mt 7,24−27).

Największym problemem w chrześcijaństwie, jak się wydaje, jest rozdarcie pomiędzy deklarowanymi zasadami wiary a tym, czym naprawdę żyjemy. Nasza wiara nie przekłada się realnie na życie, co oznacza, że naszą wiarę przeżywamy abstrakcyjno-intelektualno-estetycznie. Reguła św. Benedykta jest próbą wprowadzenia Ewangelii w życie określonej grupy ludzi. Jej żywotność przez ok. 1 500 lat wskazuje, że jest to trafiona próba interpretacji Ewangelii włączanej w praktykę życia.

Dalsze słowa Prologu wskazują adresata Reguły:

Do ciebie więc kieruję teraz moje słowa, kimkolwiek jesteś ty, co wyrzekasz się własnych chęci, a chcąc służyć pod rozkazami Chrystusa Pana, prawdziwego Króla, przywdziewasz potężną i świętą zbroję posłuszeństwa.

Problem wyrzekania się „własnych chęci”, po łacinie: propriisvoluntatibus, czyli czegoś, co się pojawia w naszej woli, jest sprawą niezmiernie ważną, a obecnie najczęściej całkowicie nierozumianą. Dzisiaj wydaje się, że realizacja naszych pragnień jest szczytem szczęścia. Tego zresztą sobie zazwyczaj życzymy. Natomiast w całej duchowości monastycznej pójście za wolą własną jest uważane za zgubne. Żeby to zrozumieć, trzeba sobie uświadomić istniejący w nas mechanizm wewnętrznej walki. Kiedy przyjrzymy się temu, co się w nas dzieje, to zauważymy, że myśli, uczucia, pragnienia, obrazy, lęki itd. w nas się pojawiają, że one wszystkie na nas przychodzą. Powtarzając za ks. Józefem Tischnerem, możemy powiedzieć, że „ktoś mi myśli”. Mnisi nazywali te przychodzące na nas myśli i uczucia logismoi. Aby zrozumieć potrzebę posłuszeństwa, trzeba zrozumieć sens tej duchowej walki. Niektóre logismoi pochodzą od Boga, dobrych duchów lub dobrej natury człowieka, natomiast inne pochodzą od złych duchów i złych skłonności upadłej natury człowieka. Sztuka życia polega w istocie na umiejętności rozróżnienia dobrych myśli od złych i wyborze dobrych, a odrzuceniu złych. W Nowym Testamencie ta wewnętrzna walka wyraża się napięciem istniejącym pomiędzy duchem i ciałem.

16 Oto, czego uczę: postępujcie według ducha, a nie spełnicie pożądania ciała. 17 Ciało bowiem do czego innego dąży niż duch, a duch do czego innego niż ciało, i stąd nie ma między nimi zgody, tak że nie czynicie tego, co chcecie (Ga 5,16−17).

Przy czym ciało w pojęciu św. Pawła nie sprowadza się do fizyczności i zmysłowości, ale to my w naszym zaangażowaniu na świecie, na którympanują: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia (1 J 2,16). „Pożądliwość ciała” to wszelki rodzaj rozkoszy – obżarstwo, erotyczne wyżycie, narkotyki, używki, hazard, gry komputerowe, sporty ekstremalne itp. – czyli wszystko co daje człowiekowi przyjemność i zaspokojenie żądz. „Pożądliwość oczu” to wszelka chęć posiadania, zdobywania czegoś na własność: pieniędzy, władzy, a także wiedzy i honorów. Natomiast „pycha tego życia” to chęć bycia lepszym od innych, chęć zdobywania władzy, tytułów, bycia sławnym. Jeżeli żyjemy spontanicznie, bezrefleksyjnie, te istniejące na świecie pożądliwości stają się dla nas wyznacznikami życia i sami w nie wpadamy. Aby im nie ulegać, trzeba osiągnąć dystans do nich, co od strony życia duchowego oznacza dystans do pragnień, jakie się w nas pojawiają.

Duch oznacza tę naszą stronę, która jest skierowana do Boga i pojawiające się w nim logismoi są dobre, bo są to natchnienia Ducha Świętego. Zasadnicza trudność w rozeznaniu i wyborze myśli, jaką podejmujemy, polega na tym, że złe logismoi są głośnie i natrętne, a logismoi dobre zazwyczaj delikatne i ciche. Dlatego najbardziej podstawową rzeczą w życiu duchowym jest skupienie się w słuchaniu delikatnego głosu sumienia. A to wymaga wyciszenia wewnętrznego.

Najczęściej mówi się o walce ze złymi myślami i dlatego logismoi od razu kojarzy się z tymi złymi myślami. Na nie musimy szczególnie uważać. To one pobudzają nasze namiętności zgodne z tym, co panuje na świecie. Cała walka duchowa polega na rozeznawaniu przychodzących na nas logismoi i podejmowaniu dobrych, a odrzuceniu złych.

Żeby sobie zdać sprawę, jak trudna jest walka z przychodzącymi namiętnymi myślami, warto sobie uświadomić, co naprawdę jest dla nas najważniejsze w praktyce. Zazwyczaj wszyscy deklarujemy, że chodzi nam o życie i szczęście, jednak w praktyce najbardziej pragniemy, żeby stało się tak, jak tego chcemy. To uparte trzymanie się swoich wyobrażeń i sterowanych nimi pragnień jest wręcz demoniczną siłą, która doprowadza do zniszczenia własnego życia oraz życia innych, szczególnie najbliższych i to tylko z tego powodu, żeby postawić na swoim. Widać to szczególnie wyraźnie na przykładzie rozpadających się małżeństw, które przecież były zawierane z miłości. Większość rozwodów wynika z tego, że każda strona chce przeforsować swoje pragnienia. Gdyby małżonkom naprawdę chodziło o życie i szczęście, to w sytuacji konfliktowej zastanowiliby się, jak rozwiązać problem, żeby uzyskać harmonię i szczęście. Dla tego celu poświęciliby przynajmniej częściowo swoje upodobania i dochodzili do pełni życia.

Gra w „moje lepsze” rozciąga się od szczytu władzy, i to nie tylko świeckiej, aż po dzieci w piaskownicy. Trzeba sobie uświadomić, że nasze chciejstwo jest demoniczną siłą, która nas niszczy od wewnątrz, rodzi frustracje i kompleksy. Jest to misterium nieprawości w nas, które najlepiej opisał św. Paweł w 7. rozdziale Listu do Rzymian. Ta siła prowadzi do pretensji do innych, a nawet do całego świata i samego Boga. Wystarczyłaby nawet niewielka refleksja, aby zobaczyć, że te pretensje są pozbawione sensu, bo niczego nie budują, a jedynie niszczą. Jednak ludzie z uporem trzymają się swoich „racji”. W tym kontekście należy widzieć wyżej cytowane stwierdzenie Reguły: „Do ciebie więc kieruję teraz moje słowa, kimkolwiek jesteś ty, co wyrzekasz się własnych chęci”. Jest ona skierowane do tych, którzy mówią pojawiającym się namiętnym myślom: „Nie!” i dlatego postanawiają kierować się posłuszeństwem, bo jest ono najlepszym lekarstwem na chciejstwo czyli na nasze ego – fałszywe „ja”, które jest w nas i chce nad nami panować. To ono kieruje się wymienionymi przez św. Jana trzema namiętnościami.

Jednak bardzo często nie uświadamiamy sobie, że nasze chciejstwo, które rodzi się z naszego ego, jest największym naszym problemem. Jeżeli nie wiemy tego i co gorsza utożsamiamy się z ego, to nie jesteśmy w stanie zrozumieć mądrości posłuszeństwa i jego sensu. Aby zrozumieć mądrość posłuszeństwa, musimy wiedzieć, jak przewrotne jest nasze ego. Jesteśmy mistrzami w oszukiwaniu samych siebie. Dobrze widać to u innych. U innych jesteśmy w stanie gołym okiem widzieć finezję w usprawiedliwianiu się. Natomiast jest bardzo trudno zobaczyć to u siebie, bo wymaga to uznania się winnym. Potrzebna jest pokora. Nasze ego uparcie walczy o uznanie, że jesteśmy niewinni i zawsze dobrze myślimy i postępujemy. Jednak nasze fałszywe „ja” musi umrzeć, bo nie może istnieć wobec Boga coś, co jest nieprawdziwe. Przed Bogiem może istnieć tylko „Ja” prawdziwe takie, jakie Bóg w nas stwarza, które jest autentyczną odpowiedzią na miłość Boga. Jest to podstawowe prawo życia.

We wspomnianym Liście św. Jan pisze, że kto miłuje, zna Boga, kto nie miłuje, nie zna Boga (zob. 1 J 4,7n). Jeżeli ktoś nosi w sobie nienawiść, agresję i pretensje do innych, które są najczęściej przejawem bezsilności, i jednocześnie utrzymuje je w sobie, nie zna Boga. Zazwyczaj takie uczucia z ogromną siłą starają się wedrzeć do naszego serca i dlatego trzeba odpowiadać na nie jednoznacznie i zdecydowanie: „Nie!”.

Przychodząca do nas myśl staje się nasza, gdy ją za swoją przyjmujemy. Jednocześnie ta myśl i konsekwentnie jej realizacja, budują naszą tożsamość. W zależności od tego, czy wybieramy myśl dobrą lub złą, uzyskujemy odpowiednio tożsamość prawdziwą lub fałszywą.

Wydaje się, że cała cywilizcja Zachodu ostatnich wieków to jedno wielkie dmuchanie w balon ego. Jeśli nie wyjdziemy z takiego myślenia, to Europa się rozleci. Rozbudzanie ego jest w interesie komercji, jest istotą kultury konsumpcyjnej. Wmawia się ludziom, że sami najlepiej wiedzą, co dla nich jest dobre, że są ludźmi dojrzałymi, doskonale znającymi siebie samych i dlatego sami mogą sobie urządzić świat. Jest to myślenie demiurgiczne, które jak zawsze prowadzi do tragedii w życiu człowieka, który w istocie nie wie, kim jest, skąd się wziął, jaki jest sens jego życia, jego kres i jego potem. Możemy to jedynie stopniowo odkrywać, ale naprawdę tego nie wiemy. Jeżeli jednak człowiek działa tak, jakby wiedział, to tragedia jest nieunikniona.

W Regule św. Benedykt zakłada szkołę: „Mamy zatem założyć szkołę służby Pańskiej” (RegBenProl 45), w której jak w warsztacie stopniowo uczymy się, kim sami jesteśmy i jaki jest sens naszego życia. Na czele klasztoru powinien stanąć dojrzały mnich, opat, który powinien innym pomagać w rozpoznawaniu własnej drogi. Nauka słuchania prawdy rozpoczyna się od nauki słuchania innych i przekazu tradycji, w której zawiera się mądrość poprzednich pokoleń. Życiem duchowym rządzą bowiem ścisłe prawa. Można robić, co się chce, ale konsekwencją tego jest degradacja do poziomu bezprzytomnych istot. Sami w ten sposób wybraliśmy taką tożsamość! Żadne ideologie postępu nie są w stanie zmienić istniejących praw życia duchowego, gdyż są one tak ścisłe jak prawa przyrody i jeżeli żyjemy niezgodnie z nimi, kończy się to bezsensem, a nierzadko chorobami psychicznymi, które przecież najczęściej wynikają z nieuporządkowania życia duchowego.

Przede wszystkim, gdy coś dobrego zamierzasz uczynić, módl się najpierw gorąco, aby On sam to do końca doprowadził (RegBenProl 4).

Tylko Bóg jest dobry i wie, co jest dobre. Kiedy mamy jakiś pomysł, nie bądźmy pewni, że jest on dobry do końca i doprowadzi ostatecznie do czegoś dobrego. Nieraz w historii najwspanialsze pomysły prowadziły do tragedii. Tak było np. z ideą socjalistyczną, która doprowadziła do rewolucji komunistycznych i największych zbrodni, jakie ludzie w historii popełnili. Musimy wiedzieć, że nasze pragnienia, nasze pomysły nie są absolutem, że nie są dobre i słuszne, że trzeba je „mieć w podejrzeniu”, tzn. musimy patrzeć na nie krytycznie. Jedynie Bóg może zrobić coś dobrego od początku do końca. Jest to niezmiernie ważna prawda w życiu.

Bóg złożył w nas dobro, abyśmy korzystając z niego, realizowali Jego zamysł (zob. Prolog 6). Cały czas jednak trzeba być wsłuchanym w to, co pochodzi od Niego, a nie słuchać jedynie swoich pomysłów, które napędzane naszymi pragnieniami łatwo mogą zagłuszyć Boże natchnienia. Jedynie Bóg może doprowadzić nasze dzieła do pozytywnego końca. Jest to możliwe jedynie w dialogu z Nim. W Prologu pojawia się piękny fragment ukazujący wewnętrzny dialog Boga z nami. Jest on uwity z tekstów psalmów i innych cytatów Pisma Świętego używanych w liturgii.

Powstańmy więc wreszcie, skoro Pismo Święte zachęca nas słowami: Teraz nadeszła dla nas godzina powstania ze snu (Rz 13,11). 9 Otwórzmy nasze oczy na przebóstwiające światło, a nasze uszy na głos Boży, który nas codziennie napomina wołając: 10 Obyście usłyszeli dzisiaj głos Jego: nie zatwardzajcie serc waszych (Ps 96,8). 11 I znowu: Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów (Ap 2,7). 12 A co mówi? Pójdźcie, synowie, słuchajcie mnie, nauczę was bojaźni Pańskiej.13 Biegnijcie, dopóki macie światłość życia, aby ciemności śmierci was nie ogarnęły (Ps 34[33], 12; J 12,35).

Prawdziwe życie duchowe zaczyna się od obudzenia się. Człowiek, żyjąc spontanicznie, idzie za swoimi pragnieniami, które rodzą się z namiętności. One go prowadzą chwilowymi impulsami bez celu i sensu całościowego. Tak prowadzone życie jest rodzajem letargu, życiem w nieświadomości, prowadzone przez kogoś, „kto mi myśli”. Dopiero świadomość, że myśli na nas przychodzą i nie są nasze, dopóki je za swoje nie przyjmiemy, pozwala stać się podmiotem własnych wyborów. Trzeba się obudzić, stać się sobą, być świadomym tego, o co chodzi w naszym życiu. Trzeba jednocześnie zobaczyć światło odsłaniające drogę. Taki motyw występuje we wszystkich wielkich religiach i oznacza jakiś rodzaj oświecenia lub metanoi, czyli przemiany sposobu widzenie i wartościowania rzeczywistości. Bóg wzywa, ale nie zmusza do przyjęcia Jego słowa. Szanując naszą wolność, wzywa: „Jeżeli chcesz, to chodź! Jednak sam musisz tego chcieć”. Jest to wezwanie skierowane do każdego osobiście:

14 Pośród licznego tłumu, któremu Pan mówi te słowa, szuka On sobie współpracownika i raz jeszcze powtarza: 15 Któż jest człowiekiem, co miłuje życie i pragnie widzieć dni szczęśliwe? (Ps 33,13 Wlg).


Tekst został opublikowany w mojej książce „Duchowe dylematy lidera”, s. 225 – 237.

Włodzimierz Zatorski OSB
guest
0 Komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments