Rok temu odszedł o. Włodzimierz Zatorski. Tego tekstu jeszcze nie widzieliście
28 grudnia 2020 r. tuż przed godziną 17 zmarł założyciel naszej fundacji, o. Włodzimierz Zatorski. Dziś, po raz pierwszy w sieci, publikujemy treść nauk, które o. Włodzimierz wygłosił kiedyś w Józefowie pod Warszawą.
Światłość w Biblii
Kochani, dzisiejsze czytania przedstawiają nam Chrystusa jako światłość świata i myślę, że warto pogłębić ten temat. Jako podstawę do tej refleksji wziąłem hymn św. Jana z jego listu, który się zawiera częściowo w pierwszym, częściowo w drugim rozdziale. Przeczytam ten hymn na początek:
1 5 Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności. 6 Jeżeli mówimy, że mamy z Nim współuczestnictwo, a chodzimy w ciemności, kłamiemy i nie postępujemy zgodnie z prawdą. 7 Jeżeli zaś chodzimy w światłości, tak jak On sam trwa w światłości, wtedy mamy jedni z drugimi współuczestnictwo, a krew Jezusa, Syna Jego, oczyszcza nas z wszelkiego grzechu.
8 Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. 9 Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, [Bóg] jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości. 10 Jeśli mówimy, że nie zgrzeszyliśmy, czynimy Go kłamcą i nie ma w nas Jego nauki.
2 1 Dzieci moje, piszę wam to dlatego, żebyście nie grzeszyli. Jeśliby nawet kto zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca – Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. 2 On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko nasze, lecz również za grzechy całego świata. (1 J 1,5-2,2)
Przede wszystkim światło w Piśmie Świętym ma ogromne, symboliczne znaczenie. Sięga ono właściwie samego początku Biblii. Czytamy:
1 1 Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. 2 Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami.
3 Wtedy Bóg rzekł: «Niechaj się stanie światłość!» I stała się światłość. (Rdz 1,1-3)
Pierwszym krokiem ku stworzeniu jakiegoś ładu w tym chaosie, a potem życia, jest stworzenia światła. Światło, symbol dnia, jest oddzielone od ciemności, której symbolem jest noc i nabiera tutaj symbolicznego znaczenia. Jest to symbol podziału między dobrem i złem, bliskością Boga a oddaleniem od niego, życia i śmierci. I potem ta światłość się powtarza. Ciemność i światłość – ta symbolika się nieustannie powtarza. Pamiętamy, że gdy Izrael wychodzi z Egiptu, to w nocy Bóg prowadzi go jako słup ognia, światło. Mamy też tekst o tym, jak Bóg sprawił, że w pewnym momencie Izraelici szli w światłości, a Egipcjanie, którzy za nimi urządzili pościg, szli w ciemności. To była wyraźna symbolika tego, gdzie jest lud Boży, a gdzie są inni.
„Prawdziwym światłem dla ludzi jest miłość”
Właściwie światło stało się wręcz tożsame z życiem. W prologu Ewangelii Jana czytamy o Logosie, że on był na początku, w nim wszystko zostało stworzone, w nim było życie, a życie było światłością ludzi. Natomiast Szeol, miejsce spoczynku zmarłych, jest ciemnością, jest miejscem spoczynku ludzi w ciemności. To jest symbol braku żywego kontaktu z Bogiem. Nikt po śmierci nie wspomni o tobie – czytamy w psalmie – Któż Cię wychwala w Szeolu (Ps 6,6). Nie ma takiej żywej relacji. U Izajasza czytamy:
18 Zaiste, nie Szeol Cię sławi
ani Śmierć wychwala Ciebie;
nie ci oglądają się na Twoją wierność,
którzy w dół zstępują.
19 Żywy, żywy Cię tylko wysławia,
tak jak ja dzisiaj. (Iz 38, 18-19)
Światło jest znakiem życia, obecności Boga. Ono uzyskuje swoją swoistą pełnię w opisie Apokalipsy, ostatniej księgi Pisma Świętego. Tam na końcu znajdujemy taki obraz:
5 I [odtąd] już nocy nie będzie.
A nie potrzeba im światła lampy
i światła słońca,
bo Pan Bóg będzie świecił nad nimi
i będą królować na wieki wieków. (Ap 22,5)
Przestaje istnieć taka naturalna świetlistość jak słońce i księżyc, które właściwie okazują się tylko symbolem światła – tego prawdziwego światła, którym jest sam Bóg. Światło podkreśla jednocześnie świętość Boga.
Werset z tego przeczytanego hymnu: Bóg jest światłością i nie ma w nim żadnej ciemności nas zachwyca. Ta przejrzystość, świetlistość, jasność, chwała jest czymś wspaniałym, pięknym, pełnym życia, cały czas życia świeżego, ale z drugiej strony ta światłość budzi w nas – ludziach grzesznych lęk, przerażenie, dlatego że kiedy się znajdziemy w tej światłości, nie ma żadnej możliwości schowania się, ukrycia się. To budzi w nas lęk. Wobec Boga, który jest światłością nic się nie ukryje, nic się nie da zamaskować. Pan Jezus zatem mówi w Ewangelii św. Jana:
19 A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. 20 Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. 21 Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu. (J 3, 19-21)
Kiedy stajemy się dziećmi światłości
Kiedy wchodzimy w światło, w to światło, którym tu, na ziemi, staje się Chrystus – Bóg jako światło posyła na świat światłość prawdziwą – my wchodząc w jego naukę, przyjmując tę jego prawdę, stajemy się dziećmi światłości, synami światłości. To oznacza, że jesteśmy tymi, którzy należą do Królestwa Boga, Boga, który jest światłością. Pan Jezus mówi: Chodźcie w światłości. W naszym przypadku oczywiście nie chodzi o pełną światłość – jesteśmy grzesznymi ludźmi – ale jesteśmy tymi, którzy się decydują na szkołę światłości. To jest to samo, co wejście w szkołę miłości. Dokonuje się to przez przyjęcie nauki Pana Jezusa i jego przykazania: Miłujcie się jak ja was umiłowałem. Wówczas krew Jezusa, jego syna, oczyszcza nas z wszelkich grzechów i w ten sposób dokonuje się w nas proces oczyszczenia. Wszystko to dokonuje się we wspólnocie jednych z drugimi, czyli we wzajemnej miłości, we wspólnocie miłości. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie (Mt 5,16) – tak mówi do nas pan Jezus w Ewangelii Mateusza. Prawdziwym światłem dla ludzi jest miłość, ona pociąga, dlatego jest światłem, które pozwala rozpoznać prawdę o Bogu, który jest miłością. Na końcu Ewangelii św. Jana, w modlitwie arcykapłańskiej, Jezus się modli: Oby się tak zespolili [ci, którzy przyjmą Ewangelię, czyli to dotyczy całego kościoła] w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś (J 17,23). Aby się zespolili w jedno poprzez miłość.
Na tej drodze z naszej strony jest potrzebne zdecydowanie, aby pójść tą drogą. Na jej początku jest potrzebne odcięcie się od grzechu, od tego, co jest ciemnością w nas, odcięcie się od zła. Taki warunek był przy chrzcie dorosłych i tak do dzisiaj jest, jeżeli jest chrzest dorosłych. Przy chrzcie dzieci dokonują tego rodzice. Odcięcie się od zła i od szatana. Pamiętamy, że podczas Mszy Świętej, żeby wejść do tej wspólnoty, która razem celebruje Eucharystię też na początku Mszy, mamy akt takiego odcięcia się od zła, akt wyznania swoich grzechów, win. Niestety, kiedy ten chrzest przeżywamy jako dzieci, nie mamy świadomości tego odcięcia się, dlatego jest nam potrzebna taka praktyka, która nam cały czas uświadamia, że musimy stale w życiu odcinać się od złego. Bóg – tak jak czytamy w tym hymnie – jako wierny i sprawiedliwy nam je odpuści i oczyści nas z wszelkiej nieprawości. To można odnieść właśnie do chrztu, gdzie następuje oczyszczenie, obmycie całkowite z tego, co jest w nas brudem, co jest ciemnością, grzechem. Jeśliby nawet kto zgrzeszył – czytamy w hymnie – mamy Rzecznika wobec Ojca – Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. I to – wydaje się – odnosi się do sytuacji, że my po chrzcie jednak grzeszymy. Pan Jezus nam zostawia sakrament pojednania, sakrament wyznania swoich win, spowiedzi, w której możemy uzyskać odnowienie. Czasami ten sakrament nazywa się „pracowitym chrztem”. Chrztu nigdy nie powtarzamy, to jest sakrament udzielany jednorazowo i on się rozciąga potem na całe nasze życie, właściwie jest takim programem życia chrześcijanina. Do sakramentu pojednania przystępujemy systematycznie po to, aby odnowić w nas to, co uzyskaliśmy przez chrzest: tę czystość, wejście w świetlistość. To jest długotrwały proces, w nas się to dokonuje powoli, stopniowo, całe życie na to mamy.
Światło, które daje przystęp do Boga
Mamy obrońcę wobec ojca – czytamy. Dosłownie: mamy Parakleta. Słowo „Paraklet” zwykle kojarzy się nam z Duchem Świętym. On jest rzeczywiście Parakletem, ale pan Jezus w Ewangelii Jana mówi o „innym Paraklecie”. Mówiąc o „innym Paraklecie”, mówi właśnie o Duchu Świętym. Dlaczego? Dlatego, że pierwszym Parakletem jest on sam. Paraklet to jest obrońca, występujący w naszej sprawie, tak jak adwokat, ale jest dla nas dziwne, dlaczego musi występować wobec Ojca. Wobec Boga obrońca? Po co? Dlaczego? Otóż, jak czytamy w Piśmie Świętym, jest oskarżyciel. My jesteśmy jakby przed sądem Bożym. Jest tam oskarżyciel. Tym oskarżycielem braci – jak to czytamy w Apokalipsie – jest szatan. On jest oskarżycielem braci: Oskarżyciel braci naszych został strącony, ten, co dniem i nocą oskarża ich przed Bogiem naszym (Ap 12,10). I stąd jest potrzebny obrońca, który nas przed nim broni. On nie tyle chce wykazać naszą niewinność, bo to nie byłaby prawda, ale bierze nas w obronę i przedstawia nas jako tych, którym Bóg może przebaczyć. On nie tyle usprawiedliwia, ile prowadzi do przebaczenia. Uzyskuje dla nas przebaczenie. Czytamy: On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy. W ten sposób broni nas, biorąc na siebie nasze grzechy. W pewnym sensie rola Parakleta pokrywa się z rolą goela – najbliższego krewnego w tradycji żydowskiej, który ma obowiązek obrony swojego najbliższego krewnego wobec wrogów. Pamiętamy, jak Abraham musiał bronić swojego krewniaka i zorganizował wyprawę po to, aby go uwolnić. Był do tego zobowiązany. I pan Jezus staje się naszym bratem, staje się naszym goelem. To jest rola Parakleta, ale najważniejszym zadaniem Parakleta jest udzielenie nam dostępu do Boga, do Ojca. I wtedy zmienia się zupełnie nasza sytuacja. Pan Jezus wręcz mówi, że on nam daje przystęp do Ojca. Czytamy w Ewangelii św. Jana:
26 W owym dniu będziecie prosić w imię moje, i nie mówię, że Ja będę musiał prosić Ojca za wami. 27 Albowiem Ojciec sam was miłuje, bo wyście Mnie umiłowali i uwierzyli, że wyszedłem od Boga. (J 16, 26-27)
Już nie będziemy potrzebowali pośrednika, ale będziemy mieli przystęp do Boga i w jego imię możemy się do Boga zwracać, bo Bóg ma tę miłość do nas. Miłość poprzez przebaczenie, miłość w pełni przywróconą, oczyszczoną. Przystęp do Ojca uzyskujemy dzięki wierze w Jezusa Chrystusa. Wiemy, że on wyszedł od Boga i do Niego wraca. W istocie jest to wiara w to, że Bóg ma taką miłość do nas, że dał swojego syna, aby każdy kto w niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne. Wiara w Jezusa Chrystusa to jest w istocie wiara w tę wielką miłość Boga. Dopiero taka wiara w tę wielką miłość Boga staje się dla nas światłem, pozwalającym nam zrozumieć, przystąpić do Boga i wejść w jego bliskość. Duch Święty, który ma potem przyjść, ma nas przekonać o sprawiedliwości, o sądzie i o grzechu, tak jak to czytamy w Ewangelii św. Jana.
Kto jest zaproszony do światłości?
Całe dzieło usprawiedliwienia czy pojednania z Bogiem dokonuje się przez ofiarę Jezusa Chrystusa. Ofiarę Jezusa zazwyczaj kojarzymy z poświęceniem, męką, cierpieniem. To są składniki istotne ofiary Chrystusa, niemniej musimy pamiętać, że celem tej ofiary nie jest sama męka i śmierć. Celem jest pojednanie, uzyskanie jedności, wprowadzenie w zażyłą więź z Bogiem. Ta ofiara jest czymś pośrednim, wprowadzającym nas w jedność z Bogiem, dlatego składnikiem ofiary ostatecznie jest uczta ofiarna, która wyraża tę jedność z Bogiem, tę wspólnotę. Tą ucztą ofiarną jest jednocześnie Eucharystia, w której zawiera się pamiątka całego przekazu Ewangelii: śmierci i ofiary Chrystusa, ale która kończy się komunią, czyli ucztą ofiarną, wprowadzającą nas w jedność z Bogiem. Chrystus nie jest samą ofiarą, ale jest kapłanem, jest ołtarzem i on nas wprowadza w jedność z Bogiem. Przyjęcie jego ofiary oznacza jednocześnie przyjęcie jego samego. Wchodzimy w jedność z nim, a przez to otrzymujemy całkowity przystęp do Ojca.
W tym hymnie jednocześnie ważne jest to, że ta ofiara ma charakter uniwersalny: odnosi się do całego świata. Czytamy tak: On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko nasze – święty Jan pisze do chrześcijan – lecz również za grzechy całego świata. Ofiara Chrystusa jest ofiarą uniwersalną. Myślę, że warto to przypomnieć, bo dzisiaj jest to niezmiernie ważne. To jest ofiara za grzechy całego świata. Ona jest adresowana do wszystkich. Kościół ma być tym światłem, które ukazuje to dzieło boże, to światło, które przyniósł ze sobą Chrystus. Światło, które jest miłością, które jest adresowane do wszystkich. Jest jakimś jednym wielkim Bożym zaproszeniem do przyjścia do tej światłości. Ale żeby do tej światłości przyjść, trzeba przejść przez oczyszczenie. Pierwszym stopniem tego oczyszczenia jest chrzest, a potem jest cały pracowity chrzest – Eucharystia, w której uczestniczymy, aby to życie w nas się zrealizowało, stało się rzeczywistością. I to się dokonuje w Kościele. Sobór Watykański, kiedy mówi o Kościele, nie zamyka go w ramach uczestników Kościoła rzymskiego, nie zamyka tylko w ramach chrześcijan, ale rozciąga to misterium Kościoła na wszystkich ludzi, bo wszyscy są do tego misterium zaproszeni. Wszyscy są zaproszeni po to, aby mieć udział w tej światłości, którą nam Chrystus przynosi. Kościół jest jednocześnie misyjny, to znaczy jest tym światłem, które my musimy nieść. My mamy nieść światło Chrystusa do wszystkich, aby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał – tak się modli Jezus do Ojca. Żeś Ty mnie posłał – żeby świat poznał, żeby wszyscy ludzie na świecie rozpoznali, że w Nim jest zbawienie, że On jest tym jedynym pośrednikiem, który nas wprowadza w to życie, które jest światłością, przebywaniem w domu Ojca, który jest prawdziwym światłem.
Józefów, 22 marca 2020 r.
Cześć Jego pamięci.
Takiej syntezy (i interpretacji) słowa Bożego nie znałem wcześniej, zanim O. Włodzimierza poznałem.