Liturgia i modlitwa

Liturgia jest wspólnym stanięciem przed Bogiem.

Miejsce liturgii w relacji do Boga

Liturgia jednak jest szczytem, do którego zmierza działalność Kościoła, i jednocześnie jest źródłem, z którego wypływa cała jego moc (KL 10).

Sobór nie pisze tak ani o dogmatach, ani o moralności, ani o modlitwie osobistej, ale jedynie o liturgii. Dlaczego tak jest?! 

Wiąże się to z podstawową prawdą o człowieku, że jest on stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Mówi o tym Biblia na samym początku w pierwszym rozdziale Księgi Rodzaju:

A wreszcie rzekł Bóg: “Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!” Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę (Rdz 1,26n).

Stworzenie człowieka na obraz i podobieństwo Boga oznacza, że On sam jest dla nas źródłem tożsamości i punktem odniesienia w naszym życiu. Dopiero w Nim naprawdę możemy odnaleźć siebie, w podobieństwie do Niego możemy stać się sobą. Dlatego relacja do Boga jest fundamentem naszego życia. To oznacza jednocześnie, że tylko w Nim mamy właściwy wzór i punkt odniesienia. Praktycznie rzecz biorąc, najważniejsze dla nas jest czerpanie z Niego tego, kim jesteśmy. Stoi to w opozycji do spontanicznych pragnień, aby realizować nasze pragnienia według naszych wyobrażeń. Zazwyczaj modlitwę kojarzymy z prośbami zanoszonymi do Boga o właściwe dobra. Natomiast to On jedynie wie, kim jesteśmy i tylko On może nam to objawić, gdyż sami z siebie tego nie wiemy. Właściwie trzeba mówić o dwóch istotnych pytaniach: Kim On jest dla nas? i kim my jesteśmy dla Niego? To jedynie Bóg, a nie my i tylko On możne nam powiedzieć, o co powinniśmy się modlić i co naprawdę jest dobre. Jedynie On może natchnąć nas do pragnienia tego, co prowadzi do naszego wzrostu. Ta prawda wiąże się z inną, którą można wyrazić słowami: jedynie przed Bogiem mogę powiedzieć w pełni „Ja”. 

Jednak ta prawda o naszym podobieństwie do Boga wcale nie jest dla nas taka oczywista. Po pierwsze Bóg jest dla nas misterium. On się niejako „ukrywa”. Prawdę o naszym podobieństwie do Niego musimy odkryć. Przy czym dzisiaj często jawnie się jej zaprzecza, odzierając człowieka z misterium, jakim jest on sam dla siebie. Natomiast zrozumienie tego misterium jest najważniejsze w poznaniu siebie i Boga. Tutaj otwiera się właściwa przestrzeń dla zrozumienia liturgii. Bez poznania prawdy o tym, że sami jesteśmy dla siebie misterium, sami właściwie nic nie wiemy o sobie, że sami jedynie siebie poznajemy, a to co najistotniejsze w nas jest stale przed nami ukryte i stale pozostaje misterium. W życiu w którym jesteśmy pogrążeni w przeżywanie codzienności, tego co się wydarza, co nas spotyka, kiedy staramy się na to wszystko reagować, wydaje się nam, że „my to my” i że najlepiej wiemy, kim i jacy jesteśmy. Tak jest dopóki nie zaczniemy się samych siebie pytać o prawdę naszej tożsamości, o wiedzę o sobie. Nasza zwykła „oczywistość” nie tylko okazuje się złudzeniem, ale jest jednocześnie przeszkodą na drodze prawdziwego poznanie siebie. Przypomina to wielki opór, jaki ludzie mieli przed uznaniem, że ziemia jest kulą: bo przecież widać, że jest płaska! Żeby zobaczyć jej kulistość, trzeba się wznieść nad nią wysoko. Widok z kosmosu nie budzi żadnych wątpliwości. 

Jak jednak wejść w kontakt z Bogiem, który nie jest z tego świata? Nie możemy tego zrobić według własnego pomysłu, nie potrafimy tego zrobić sami z siebie, ale jedynie w sposób, w jaki nam wskaże sam Bóg. Człowiek w istocie jest odpowiedzią na Boże wezwanie. Ten porządek jest niezmiernie istotny: to Bóg powołuje człowieka, a człowiek odpowiada. Odnosi się to przede wszystkim do fundamentu naszego życia i wszystkiego, co jest ważne w naszym życiu. O modlitwie czytamy w Katechizmie:

Bóg pierwszy wzywa człowieka. Jeśli nawet człowiek zapomina o swoim Stwórcy lub ukrywa się daleko od Jego Oblicza, czy też podąża za swoimi bożkami lub oskarża Boga, że go opuścił, to Bóg żywy i prawdziwy niestrudzenie wzywa każdego człowieka do tajemniczego spotkania z Nim na modlitwie. W modlitwie wierny Bóg zawsze pierwszy wychodzi z miłością do człowieka; zwrócenie się człowieka do Boga jest zawsze odpowiedzią (KKK 2567).

Ten porządek wskazuje nam jednocześnie naszą drogę: wpierw musimy usłyszeć Boże wezwanie, aby można było na nie autentycznie odpowiedzieć. Jest to jedna z najbardziej fundamentalnych zasad życia wewnętrznego. Można chyba powiedzieć więcej: jeżeli ma się w nas dokonać coś istotnego, to jedynie w odpowiedzi na Boże wezwanie i we współpracy z Jego łaską. Ta zasada jest uniwersalna, odnosi się do każdego człowieka. Znamy ją z dogmatu wiary mówiącego, że łaska jest konieczna do zbawienia. Niezmiernie ważne jest wyciągnięcie z niej wniosku praktycznego i wykorzystanie w drodze naszego życia: Musimy stanąć przed Bogiem, aby usłyszeć Jego słowo, a następnie podjąć je i pójść za Nim tak, jak nam wskazał. Inaczej mówiąc, musimy się uczyć od Niego, jak żyć. Musimy sobie zdać sprawę z tego, że nie jesteśmy mądrzy sami dla siebie, że musimy znaleźć Mistrza. W tradycji duchowej mówi się o naśladowaniu Chrystusa, który jest doskonałym obrazem Ojca. Taka jest droga chrześcijanina, który jest stale i jedynie uczniem Chrystusa.

Wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. 9 Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. 10 Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus. 11 Największy z was niech będzie waszym sługą (Mt 23,8–11).

Przy tym bycie uczniem posiada wymiar egzystencjalny, czyli wymaga konkretnej postawy w życiu. Chrzest, sakrament wprowadzający nas w życie chrześcijańskie, wyraża to bardzo wyraźnie. Św. Paweł pisze o nim:

Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my postępowali w nowym życiu – jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca (Rz 6,3n). 

Najpierw musimy zostać zanurzeni w Chrystusa, razem z Nim umrzeć, aby razem z Nim żyć życiem nowym, wyzbytym z pierwotnego, naiwnego mniemania, że sami najlepiej wiemy, kim jesteśmy i na czym polega życie. Trzeba uznać Pana Jezusa za jedynego Nauczyciela i Zbawiciela. Jednak nie jest to łatwe i właściwie stale się buntujemy i nie chcemy tego uznać, nawet wówczas, gdy to teoretycznie przyjmujemy i deklarujemy. Niestety i w naszym życiu powtarza się to, co św. Jan zawarł w hymnie o Słowie na początku swojej Ewangelii: 

9 Była światłość prawdziwa,
która oświeca każdego człowieka,
gdy na świat przychodzi.
10 Na świecie było [Słowo],
a świat stał się przez Nie,
lecz świat Go nie poznał.
11 przyszło do swojej własności
a swoi Go nie przyjęli (J 1,9–11).

Chrystus jest jedynym światłem oświecającym wszystkich, odsłaniającym prawdziwy sens i godność bycia człowiekiem: 

12 Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli,
dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,
tym, którzy wierzą w imię Jego –
13 którzy ani z krwi,
ani z żądzy ciała,
ani z woli męża,
ale z Boga się narodzili (J 1,12–13). 

Owo narodzenie się z Boga wymaga zawierzenia. Uzdrowienia, jakich dokonywał Jezus podczas ziemskiego życia, związane były z wiarą w Niego. Podobnie się działo po Jego odejściu do nieba. Cudów dokonywali apostołowie w imię Jezusa:

To niech będzie wiadomo wam wszystkim i całemu ludowi Izraela, że w imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka – którego wy ukrzyżowaliście, a którego Bóg wskrzesił z martwych – że dzięki Niemu ten człowiek stanął przed wami zdrowy. 11 On jest kamieniem odrzuconym przez was budujących, tym, który stał się głowicą węgła. 12 I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, przez które moglibyśmy być zbawieni» (Dz 4,10–12).

Jest to znak prawdziwego życia, jakie zostaje ludziom dane przez Jezusa. Jedynie w Chrystusie i przez Chrystusa mamy przystęp do Ojca i zbawienie. Chrystus w ten sposób stał się naszą drogą do pełni życia, do jedności z Bogiem. On jest jedynym Pośrednikiem między nami a Bogiem.

[Chrystus] przyszedłszy zwiastował pokój wam, którzyście daleko, i pokój tym, którzy blisko, 18 bo przez Niego jedni i drudzy w jednym Duchu mamy przystęp do Ojca. 19 A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga – 20 zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus… W Nim mamy śmiały przystęp do Ojca z ufnością dzięki wierze w Niego (Ef 2,17–20; 3,12).

I tutaj odnajdujemy właściwą rację dla liturgii. Jest ona wspólnym działaniem Chrystusa i naszym, a z naszej strony naszym działaniem w Chrystusie. I ponieważ jest to dzieło Kościoła, czyli Ciała Chrystusa, gdzie On sam jest Głową, podczas liturgii osiągamy przystęp do Boga i to w sposób, jaki jest Mu miły. Tak się stało, bo Jezus, wcielony Syn Boży, jako Człowiek wypełnił doskonale Boży zamysł odnośnie do nas i dzięki temu wszedł do „przybytku niebieskiego”. 

Liturgia jest wspólnym, w Kościele, stanięciem przed Bogiem. W niej spełniają się słowa, które powiedział Pan Jezus: gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18,20). Chrystus obiecuje, że jest obecny we wspólnocie. Nie ma takiej obietnicy w odniesieniu do samej jednostki. Stwarzając człowieka mężczyzną i kobietą, stworzył nas do wspólnoty i tylko we wspólnocie miłości, czyli w komunii jesteśmy w stanie stać się sobą. Warunkiem autentycznego kontaktu z Bogiem jest miłość w relacji do bliźniego: 

Jeśliby ktoś mówił: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi (1 J 4,20).

Modlitwa osobista niesie z sobą ogromny bagaż subiektywności, która nie daje gwarancji autentycznej relacji z Bogiem. Wystarczy przypomnieć sobie przypowieść o faryzeuszu i celniku w świątyni (zob. Łk 18,9–14). Faryzeusz był przecież pewny, że modli się do Boga i jego modlitwa do Niego dochodzi, a Pan Jezus stwierdził, że tak nie było. Liturgia, wspólne, w imię Jezusa oraz z Nim, stanięcie przed Bogiem daje nam pewność autentycznego przystępu. Przy czym „w imię Jezusa” zawiera w sobie: „w miłości na wzór Jego miłości”. 

W ten sposób liturgia jest dla nas szkołą właściwej relacji do Boga. Wpierw przez to, że nam przypomina całe dzieło Bożego zbawienia w historii aż do wcielenia i misji Syna, a ponadto pociąga nas i włącza w samo to dzieło. Szczytem liturgii jest Eucharystia, która cała jest ukierunkowana na komunię, czyli zjednoczenie z Chrystusem, a w Nim z Ojcem w Duchu Świętym. I taki jest w istocie sens całej liturgii: włączenie nas z całym światem w komunię z Bogiem, która jest rzeczywistością istniejącą, choć na ziemi niedostrzegalną w sposób namacalny. Kiedy jednak wchodzimy w objawione nam misteria, ta komunia staje się dla nas coraz bardziej realną prawdą.

Stąd podczas liturgii najważniejsza dla nas jest postawa otwartości, wsłuchania się w objawianą prawdę, by przez jej przyjęcie i osobistą odpowiedź na nią, osiągnąć w niej udział. Ale jak to się realizuje? Co to znaczy w praktyce?

Nie każdy, kto mówi Mi: “Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: “Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?” Wtedy oświadczę im: “Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości”. Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. (Mt 7,21-25) 

Liturgia, będąc najważniejszym wspólnym dziełem wspólnoty kościelnej, nie jest sama w sobie wystarczająca. Ona nie jest magią, nie jest rytuałem, który mocą samych sprawowanych obrzędów daje każdemu z nas indywidualnie dostęp do Boga. Abyśmy uzyskali taki dostęp, musi istnieć harmonia całego naszego życia: liturgia powinna być wyrazem naszej wiary, która jednocześnie musi się wyrażać właściwą postawą. Jeżeli Bóg jest w centrum naszego życia, to też musimy być Mu posłuszni w naszym postępowaniu, musimy osobiście modlić się do Niego i słuchać Jego słowa. Pan Jezus powiedział krótko: kto słucha i wypełnia Jego słowo buduje właściwą więź z Bogiem (zob. Mt 7,24–27). Nawet daje nam obietnicę:

Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy. Kto nie miłuje Mnie, ten nie zachowuje słów moich. A nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca (J 14,23n). 

Przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy – właściwie nie ma dla nas niczego ważniejszego w życiu nad to, aby Bóg zamieszkał w nas. Z tym zamieszkaniem wiąże się cała przemiana nas samych, a szczególnie naszego wnętrza, naszego serca, które jest tym miejscem, gdzie spotykamy Boga. Wówczas stajemy się rzeczywiście dziećmi Bożymi, pojawia się nowy wymiar samego życia. Nie sprowadza się to jedynie do życia zgodnego z przykazaniami, ale wprowadza nas w jedność z Bogiem. To jest celem naszego życia na ziemi. Temu służy zarówno liturgia, jak i modlitwa, wsłuchiwanie się w słowo Boże i nasze życie moralne i ascetyczne. Istotna jest harmonia wszystkiego. Żaden z tych wymiarów naszego życia pobożnego nie jest w stanie samodzielnie doprowadzić do takiej jedności z Bogiem.

Gdzie dwóch lub trzech…

Zwykle od strony duchowej podchodzimy do życia jak do zadania: powinniśmy wypełniać pewne określone obowiązki moralne, modlić się, uczestniczyć w liturgii. Postępowanie zgodne z właściwymi normami i zasadami powinno nam przynieść zbawienie. Natomiast nasze życie od strony duchowej jest szkołą, w której uczymy się rozpoznawać prawdziwe życie i, co jest najważniejsze, rozpoznawać swoją godność. Dopiero z tej godności wynikają powinności. Św. Leon Wielki wzywał: „Poznaj swoją godność chrześcijaninie!”. Tą godnością jest nasze dziecięctwo Boże. Chociaż „wiemy” o tym od wieków, jednak dochodzenie do tej świadomości z pełną jej konsekwencją nie jest łatwe. Ona przerasta nasze wyobrażenia i dlatego nasza „wiedza” o tym jest raczej teoretyczna i raczej jest „nieświadomością” niż świadomością. Stopniowo musimy się jej uczyć, uświadamiać sobie jej realność. Można to robić jedynie przez konkretne doświadczenie, praktyczne ćwiczenie się w niej. 

Niewątpliwie takim ćwiczeniem się w niej jest modlitwa osobista i lectio divina, jednak miejscem najbardziej źródłowego doświadczenia jest liturgia, jak na to wskazuje przytoczona wyżej sentencja soborowa i przytoczona wyżej wypowiedź Pana Jezusa o tym, że jest tam, gdzie dwóch lub trzech gromadzi się w Jego imieniu (zob. Mt 18,20). To stwierdzenie mówi o wspólnocie w imię Jezusa, czyli o Eklezji, Kościele i to w kontekście liturgii. Wszyscy jesteśmy uczniami. Nikt z nas nie umie się modlić. Wszyscy się tego uczymy. Największym wrogiem naszej modlitwy są nasze wyobrażenia o niej i o więzi z Bogiem. Nauka musi się rozpocząć od słuchania, wchodzenia nie tylko w treść, ale i całą sytuację żywej więzi, z głębi której te słowa padają. W liturgii właśnie taką postawę przyjmujemy. Genialnie wyraził to św. Benedykt w krótkim zdaniu na temat liturgii godzin, czyli wspólnego odmawiania i śpiewania hymnów i psalmów: „tak śpiewajmy psalmy, aby nasze serce było w zgodzie z tym, co głoszą nasze usta” (Reg Ben 19,6n). Wydaje się, że warto w tym momencie przytoczyć cały 19. rozdział Reguły św. Benedykta, gdyż on cały oddaje właściwą postawę w trakcie liturgii godzin, co także we właściwy sposób trzeba odnieść do Eucharystii i całej liturgii sakramentalnej. 

Wierzymy, że Bóg jest wszędzie obecny i że oczy Pana patrzą na dobrych i na złych na każdym miejscu (Prz 15,3). Przede wszystkim jednak powinniśmy być tego niewzruszenie pewni wówczas, gdy uczestniczymy w Służbie Bożej. Dlatego też pamiętajmy zawsze, co mówi Prorok: Służcie Panu z bojaźnią (Ps 2,22), a również na innym miejscu: Śpiewajcie mądrze (Ps 46,8 Wlg) i będę śpiewał Ci psalm wobec aniołów (Ps 138[137],1). Zastanówmy się zatem, jak należy zachowywać się w obliczu Boga i Jego aniołów, i tak śpiewajmy psalmy, aby nasze serce było w zgodzie z tym, co głoszą nasze usta (RegBen 19).

 Właśnie przez tę szczególną świadomość obecności, swoistą pewność tej obecności, liturgia staje się zasadniczym miejscem uczenia się autentycznej więzi z Panem. Jest ona „obiektywną” rzeczywistością, faktycznym misterium naszej więzi z Chrystusem i przez Niego z Bogiem. Oczywiście pozostaje całe zagadnienie naszego otwarcia się na tę obecność i świadomość tego, w czym uczestniczymy. Jest to zawsze misterium, które nas przerasta i jedynie coraz bardziej możemy w nie wchodzić, pogłębiać swoją świadomość i udział w nim. Natomiast niezależnie od tej świadomości obiektywnie w liturgii dokonuje się najgłębsza więź nasza z Bogiem, która dokonuje się przez obecnego podczas niej i celebrowanie jej przez Chrystusa! On jest jedynym Kapłanem, który modli się w naszym imieniu, z nami i za nas, a my włączamy się w Jego modlitwę do Ojca w Duchu Świętym. Nasze subiektywne przeżycia i mniemania niczego istotnego nie wnoszą, ale jedynie dają nam pełniejsze lub mniej pełne uczestnictwo w tym misterium, stawania „w obliczu Boga i Jego aniołów”. 

Właściwą postawą podczas liturgii jest bojaźń Boża, której nie należy kojarzyć z lękiem, ale raczej z świadomie wybraną powagą, gdy stajemy wobec świętości. W tym kontekście należy przyjąć wskazanie, by „nasze serce było w zgodzie z tym, co głoszą nasze usta”. Usta w tym czasie recytują lub śpiewają święte teksty czy to z Pisma Świętego, czy przyjęte przez Kościół i w tradycji uznane za święte. Jesteśmy zatem podczas liturgii uczniami. To jest najbardziej właściwa postawa. Uczymy się podczas niej nie tylko języka komunikacji z Bogiem, ale przede wszystkim tego, kim jesteśmy dla Niego, kim On jest dla nas i kim jesteśmy wzajemnie dla siebie. Ta nauka przypomina najwcześniejszą naukę mówienia i odnajdywania swojej tożsamości w domu rodzinnym w relacji z rodzicami oraz rodzeństwem, kiedy to uczyliśmy się mówić i właściwie odnosić do innych przez powtarzanie słów, jakie słyszeliśmy od rodziców, rodzeństwa i innych bliskich. Powtarzając, wchodziliśmy w sam język, a ten język kształtował nas i nasze relacje z innymi. Stopniowo ten język stawał się naszym językiem, w którym wyrażamy nasze myśli, uczucia, pragnienia i obawy, radości i smutki. Tak samo liturgia staje się szkołą naszego odnajdywania się wobec Boga. 

Liturgia (opus Dei) w Kościele i z Kościołem polega na wejściu w misterium wysławiana Boga w Jego przedziwnych dziełach. W ten sposób podczas liturgii mamy do czynienia z syntezą całej wiary, która nie zamyka się w indywidualnej więzi z Bogiem, ale wyraża się więzami miłości wzajemnej. Stajemy przed Bogiem, ale razem z naszymi braćmi i siostrami! Ma to swój głęboki sens, gdyż Kościół, jak go określa Drugi Sobór Watykański, „jest w Chrystusie niejako sakramentem, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego” (KK 1). Tę jedność należy widzieć w kategorii komunii, takiego zespolenia, w którym „wszystko twoje jest moje, a moje jest twoje” (por. J 17,10). Przy czym „moje” i „twoje” nie odnosi się jedynie do posiadanych przedmiotów, ale ma wymiar egzystencjalny, który w swojej relacji do Ojca wypowiada słowami: Ja i Ojciec jedno jesteśmy (J 10,30). Jezus tę myśl wyraża w kilku miejscach w Ewangelii. Na prośbę Filipa, by pokazał im Ojca, odpowiedział: Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie (J 14,11). Owa jedność Ojca i Syna jest dla nas wzorem, punktem odniesienia i jednocześnie warunkiem odnalezienia swojej właściwej tożsamości. Pan Jezus modli się do Ojca, by to się w nas zrealizowało: 

Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; 21 aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, by świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał (J 17,20–21).

Św. Paweł potem podejmuje tę prawdę o Kościele i wypowiada ją w podobnych słowach, używając jednocześnie obrazu ciała, co doskonale oddaje właściwy sens:

Jak bowiem w jednym ciele mamy wiele członków, a nie wszystkie członki spełniają tę samą czynność – 5 podobnie wszyscy razem tworzymy jedno ciało w Chrystusie, a każdy z osobna jesteśmy nawzajem dla siebie członkami (Rz 12,4–5).

Stając wspólnie podczas liturgii przed Bogiem w misterium Kościoła, którego głową jest Chrystus, a my Jego członkami, jednocześnie wchodzimy w to misterium. Może najlepiej wyraża to Eucharystia, która całą swą dynamiką dąży do pełni, jaką jest komunia i nią się kończy. Po komunii następuje jedynie modlitwa końcowa i rozesłanie. Ale z tą komunią mamy do czynienia także w całej liturgii, także liturgii godzin, bo modlimy się do Boga w komunii Kościoła, modlimy się jako Kościół. 

W liturgii uczestniczymy, a nie „robimy ją”, a jednocześnie jest naszym najważniejszym działaniem. Nigdzie nie uzyskujemy tak wielkiej godności jak podczas liturgii. Człowiek jest kapłanem w świecie, bo w imieniu całego świata oddaje Bogu cześć. W ten sposób osiągamy w niej najwyższy stopień istnienia, który wyraża się godnością kapłańską. Jednocześnie nasza liturgia jest udziałem w uwielbianiu Boga, jakie dokonuje się w niebie i w całym wszechświecie. Realizuje się w niej to, co ona sama oznacza i wyraża. 

Wchodzimy w ten sposób również w całą tradycję stawania ludzi przed Bogiem. Jest to łańcuch tradycji, przekazu, który stanowi dla nas szkołę życia we wspólnocie wiary. Historia, świadectwo poprzednich pokoleń, przykład starszych uczą nas służby przed Bogiem i dla Niego. Ta tradycja niesie z sobą kulturę zachowania się, sposobów wyrazu, gestów i słów. W tej dziedzinie widzimy różnorodność w rozmaitych tradycjach np. Kościołów wschodnich i Kościoła Rzymskiego, ale też innych. Zachowując istotę naszego stawania przed Bogiem z uwielbieniem, różnimy się w formach wyrazu tego uwielbienia. Przy czym te formy nie są obojętne, są integralną częścią samego kultu. Dlatego potrzebne są ceremonie, rubryki, dyscyplina, porządek, jedność w recytacji i śpiewie, podział funkcji oraz harmonia w całej dynamice celebracji. Liturgia posiada swój ryt i porządek z góry ustalony. Istnieje w niej miejsce na spontaniczne zachowania, ale mają one w liturgii marginalne znaczenie. Zasadniczo jest ona ordo, porządkiem, ładem z góry ustalonym.

Tutaj jednak pojawia się pewne zagrożenie dla liturgii – formalizm i rutyna, które mogą odebrać jej całą głębię, jaką zawiera. Dlatego nieustannie potrzeba ożywiać naszą wewnętrzną postawę osobistą więzią z Bogiem. „Nasze serce powinno podążać za tym, co głoszą nasze usta” (por. RegBen 19,7). Tutaj odnajdujemy konieczność modlitwy osobistej jako dopełnienie samej liturgii. 

Modlitwa jako osobista odpowiedź 

Inna jest nasza sytuacja w przypadku modlitwy osobistej oraz np. w przypadku lectio divina. W nich obu chodzi o „żywy i osobisty związek z Bogiem żywym i prawdziwym” (por. KKK 2558). Akcent pada tutaj na żywy i osobisty związek. O ile w liturgii stajemy przed Bogiem w Kościele i z Kościołem, to tutaj stajemy przed Bogiem osobiście. Jednak nie możemy tego zrobić według własnego pomysłu, dając sobie prawo do stanięcia przed Bogiem i mówienia do Niego. Byłaby to uzurpacja. Jak czytamy w Katechizmie: „Modlitwa jest odpowiedzią wiary na darmową obietnicę zbawienia, odpowiedzią miłości na pragnienie Jedynego Syna” (KKK 2561). Możemy stanąć przed Bogiem jedynie dlatego, że On sam nas wzywa, zaprasza do więzi z sobą. Świadomość takiego wezwania przerasta nasze możliwe oczekiwania i nadaje nam wielką godność, z której do końca nie zdajemy sobie sprawy. Dlatego nasze zwrócenie się do Boga musi wyrastać „z „głębokości” (Ps 130, 1) pokornego i skruszonego serca” (KKK 2559). Wydaje się, że bardzo dobrze oddaje tę sytuację 20. rozdział Reguły św. Benedykta „O czci należnej Bogu podczas modlitwy”: 

Jeśli ludziom możnym pragniemy przedstawić jakąś sprawę, ośmielamy się czynić to jedynie z najgłębszą pokorą i szacunkiem. Z o ileż większą pokorą i czystszym oddaniem musimy zanosić nasze prośby przed oblicze Boga, Pana wszechświata! A i to należy wiedzieć, że nie wielomówstwo, lecz tylko czystość serca i łzy skruchy zasługują w oczach Boga na wysłuchanie. Dlatego też modlitwa powinna być krótka i czysta, chyba że natchnienie łaski Bożej skłoni nas do jej przedłużenia. Wspólna jednak modlitwa niech będzie zawsze krótka, a na znak dany przez przełożonego wszyscy razem powstaną (RegBen 20). 

Ten tekst warto jeszcze uzupełnić fragmentem z 52. rozdziału Reguły „O klasztornym oratorium”:

A jeśli też kiedy indziej ktoś zechce modlić się w samotności, niech wejdzie po prostu i niech się modli, nie na cały głos, lecz ze łzami i z głębi serca (RegBen 52,4).

Jak widzimy, rozstrzygające jest tutaj wewnętrzne nastawienie, sposób otwarcia się na Boga i spotkanie z Nim, które wynikają ze świadomości tego, przed Kim stajemy. Dokonuje się w niej szczególny dialog:

Modlitwa chrześcijańska jest związkiem przymierza między Bogiem i człowiekiem w Chrystusie. Jest działaniem Boga i człowieka; wypływa z Ducha Świętego i z nas, jest skierowana całkowicie ku Ojcu, w zjednoczeniu z ludzką wolą Syna Bożego, który stał się człowiekiem (KKK 2564).

To się realizuje w życiu chrześcijanina poprzez chrzest św., w którym zostajemy zanurzeni w śmierci Chrystusa, aby razem z Nim żyć. Sam chrzest dokonuje się mocą Ducha Świętego i włącza nas w Kościół, Ciało Chrystusa. Tak umiejscowieni i obdarowani łaską przynależności do Chrystusa możemy wraz z Nim słuchać i odpowiadać na wezwanie Ojca. Możemy tak jak Izajasz podjąć wezwanie Boga:

I usłyszałem głos Pana mówiącego: „kogo mam posłać? Kto by Nam poszedł?” Odpowiedziałem: „Oto ja, poślij mnie!” (Iz 6,8).

Lub jak mówi psalmista, zapowiadając właściwie odpowiedź Syna Bożego przychodzącego na świat:

Nie chciałeś ofiary krwawej ani obiaty,
Lecz otwarłeś mi uszy;
Całopalenia i żertwy za grzech nie żądałeś
Wtedy powiedziałem: “Oto przychodzę;
W zwoju księgi o mnie napisano:
Jest moją radością, mój Boże, czynić Twoją wolę,
A Prawo Twoje mieszka w moim wnętrzu.” (Ps 40,7–9)

Jednak warunkiem takiej odpowiedzi jest nasz udział w Chrystusie, co się dokonuje przez liturgię: wpierw przez liturgię chrztu św., która nie tyle jest jakimś obrzędem z naszej przeszłości, ile będąc takim obrzędem liturgicznym, chrzest staje się misterium naszej tożsamości i tym samym pozostaje dla nas stałym programem życia, dając nam łaskę do jego przeprowadzenia. Dalej Eucharystia, która jest nieustannym karmieniem się Chrystusem, Jego miłością, która Go pobudza do wypełniania woli Ojca. Świadomi i ośmieleni tymi sakramentami, które nas czynią uczestnikami misterium Chrystusa, mamy odwagę stanąć przed Nim, mówiąc swoje: „Oto ja, poślij mnie!”. W ten sposób te dwie różne sytuacje i sposoby bycia przed Bogiem, którym odpowiadają dwie różne nazwy: liturgia, zwana także opus Dei i modlitwa osobista nazywana też oratio, pozostają ze sobą w ścisłej więzi. Przez liturgię otrzymujemy nasze zakorzenienie w Chrystusie i udział w Jego Ciele, czyli w Kościele, a w modlitwie osobistej osobiście odpowiadamy na to zakorzenienie i obdarowanie łaską. Obie sytuacje wymagają otwarcia serca na Boże działanie, wyrastają ze słuchania i wypełniania słowa pochodzącego od Boga, ale robią to nieco inaczej: w liturgii akcent pada na przyjmowanie i naukę, a w modlitwie osobistej na odpowiedź na otrzymaną łaskę i na włączenie się w dzieło Boże.

Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili (Ef 2,10).

Bardzo ważne jest uświadomienie sobie, że nasza modlitwa nie jest „moja”. W modlitwie, jakiej nas nauczył Jezus, mówimy: „Ojcze nasz”. W modlitwie nie jest ważne „ja”, tzn. nasze przeżywanie, odczucia, czy jest ono dla nas miłe, czy nie. 

Modlitwa jest o tyle chrześcijańska, o ile jest komunią z Chrystusem i rozszerza się w Kościele, który jest Jego Ciałem. Ma ona wymiary miłości Chrystusa (KKK 2565).

Ważne jest zatem bycie przed Bogiem i to w świadomości, że jesteśmy członkami wspólnoty Kościoła, wspólnoty w Chrystusie! Dlatego, bo nasza modlitwa jest udziałem w Chrystusie, udziałem w modlitwie Chrystusa. Ostatecznie modlitwa oznacza bycie przed Bogiem, a raczej w Bogu, w łonie Trójcy Świętej:

W Nowym Przymierzu modlitwa jest żywym związkiem dzieci Bożych z ich nieskończenie dobrym Ojcem, z Jego Synem Jezusem Chrystusem i z Duchem Świętym. Łaska Królestwa Bożego jest „zjednoczeniem całej Trójcy Świętej z całym wnętrzem (człowieka)”. Życie modlitwy polega zatem na stałym trwaniu w obecności trzykroć świętego Boga i w komunii z Nim (KKK 2565).

Widać z tego, że wielką przeszkodą w naszej modlitwie są własne życzenia, oczekiwania, pragnienia, które są sterowane indywidualnymi wyobrażeniami. Podobnie także nasze wyobrażenia o samej modlitwie, jak powinniśmy ją przeżywać, jak jej doświadczać, są także wielkimi przeszkodami w wejściu w nią. Nikt z nas nie umie się modlić, każdy jest jedynie uczniem w jej szkole: Nie umiemy się modlić tak, jak trzeba (Rz 8,26). 

Tak więc to, co możemy zrobić, to rzetelnie podjąć modlitwę w szkole Chrystusa, wsłuchać się w Jego modlitwę i pójść za nią. U podstaw musi być świadomość, w czym uczestniczymy, że to jest coś więcej niż sobie z tego zdajemy sprawę. Powaga na modlitwie nie oznacza sztywności, można ją porównać z dziecięcym przejęciem się nauką.

Z drugiej strony nasza modlitwa jest indywidualna, co oznacza, że ma jedyny w swoim rodzaju charakter, jest całkowicie nasza, a nie jest powielaniem jakichś określonych szablonów i schematów. Pierwsze określenie modlitwy, jakie pojawia się w IV części Katechizmu, mówi jako o „żywym i osobistym związku z Bogiem żywym i prawdziwym” (KKK 2558). Dalej w tej części Katechizmu czytamy:

Pan prowadzi każdą osobę drogami i sposobami, zgodnymi z Jego upodobaniem. Każdy wierny odpowiada Mu zgodnie z postanowieniem swojego serca i osobistą formą swojej modlitwy (KKK 2699).

W przedziwny sposób ten indywidualny charakter modlitwy nie stoi w sprzeczności do jej wspólnotowego wymiaru. Dobrze to oddają psalmy, które są dla nas wzorem i szkołą modlitwy. W nich wątek indywidualny i wspólnotowy się mieszają i w płynny sposób przechodzą jeden w drugi. Ponadto one same się wypełniają w Chrystusie, wcielonym Synu Bożym i przez to stają się dla nas szkołą modlitwy. Nie dziwi nas w tym kontekście, że św. Benedykt mówi w Regule o modlitwie osobistej zaraz po liturgii godzin: 

Po zakończeniu Służby Bożej niech wszyscy, okazując cześć Bogu, wyjdą w najgłębszym milczeniu tak, aby bratu, który właśnie chciałby prywatnie się pomodlić, nie przeszkodziła w tym czyjaś bezwzględność (RegBen 52,2–3).

Szczególną formą modlitwy jest medytacja. W tradycji monastycznej zrodziła się ona z takiego osobistego przedłużenia modlitwy chórowej. W medytacji uświadamiamy sobie to, co naprawdę się wydarzyło podczas liturgii, a także podczas lectio divina w wydarzeniach naszego życia, szczególnie w spotkaniach z innymi. Jest ona czasem na zatrzymanie się i otwarcie się na kontemplację, bo sama liturgia jest akcją, podobnie jak i nasza praca, rozmowa z innymi, służba itd. Modlitwa osobista jest czasem, w którym z tymi doświadczeniami naszej aktywności stajemy przed Bogiem z dziękczynieniem, prośbą i uwielbieniem, a przede wszystkim z pytaniem o odkrycie nam prawdziwej głębi tych wydarzeń, czyli ich kontemplacją.

„Medytacja jest obecnością, ale przed Bogiem” – jak ją określił Romano Guardini. Nieustannie powinniśmy się w niej ćwiczyć wbrew wszystkim rozproszeniom, myślom i uczuciom, które nas od tej obecności odciągają. Najlepiej to robić odpowiedzią na usłyszane słowo Boże podczas lectio divina lub liturgii. Mnisi praktykowali ruminatio, czyli stale powtarzali zapamiętany werset np. z psalmu i z tym wersetem stawali przed Bogiem. Łącząc go z oddechem: jedna część sentencji na wdechu, a druga część na wydechu, trwali na nieustannej modlitwie. Przy każdym oddechu robili to tak, jak gdyby właśnie zaczynali. W ten sposób modlitwa „krótka i czysta” (zob. RegBen 20,4) stawała się łańcuchem modlitwy nieustannej. Można by to przyrównać do nieustannego bycia przed Bogiem na dwa sposoby: we wspólnocie podczas liturgii i następnie w nieustannym byciu obecnym przed Bogiem przez przeniesienie tej liturgii do swojego wnętrza. Życie modlitwy, o którym mówi Katechizm, polega w tym przypadku na kontynuowaniu liturgii przeżywanej we wspólnocie Kościoła w sercu, przez co nieustannie stoimy przed Bogiem w komunii z Chrystusem.

Włodzimierz Zatorski OSB
guest
0 Komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments