Jedność we wspólnocie

Jesienne benedyktyńskie dni skupienia są od lat tradycją środowiska olsztyńskiej grupy Benedictus, a obecnie także Fundacji. W tym roku poprowadził je o. Krzysztof Gzella OSB z Biskupowa. Ich temat brzmiał: „Jedność i przebaczenie filarami oraz świadectwem we wspólnocie chrześcijańskiej”. JEDNOŚĆ – to bardzo aktualny do refleksji temat potrzebny nie tylko w wymiarze osobistego rozwoju, a o. Krzysztof mówił o nim bardzo inspirująco.

Przebaczenie, otwartość, rozeznawanie

Jezus ucząc swoich uczniów modlitwy Ojcze Nasz mówił „I przebacz nam jako i my przebaczamy naszym winowajcom…”. Nie da się być człowiekiem przebaczenia bez modlitwy. Krok w stronę Boga zwraca człowieka także w stronę drugiego człowieka. Jedności i pojednania nie da się „zrobić” samemu, bez modlitwy. To przekracza nasze siły.

O jedności nie musimy mówić tylko wtedy kiedy jest już problem czy dramat. Możemy mówić o niej także jako zaproszeniu do otwarcia, do rozeznawania.

Św. Benedykt był człowiekiem rozeznawania, nie był człowiekiem kryzysu czy nawrócenia z grzechu. Odszedł od świata jako młody człowiek, zamieszkał w jaskini. Tam odkrył habitare secum czyli co to znaczy „zamieszkać ze sobą w obliczu Najwyższego”. Po czasie spędzonym w jaskini rozeznaje wołanie Boga do nowego, zakłada klasztory , odkrywa nową jakość – dawanie życia innym. Cała jego droga pokazuje, że nie ma u niego jakiegoś dramatycznego przełomu, cały czas jest rozeznawanie co dalej. Umie zostawić jedno dobro, aby rozeznać nowe i podjąć ku niemu kroki. W ten sposób i stare jest zachowane i nowe rozkwita . W rezultacie i Subiaco zostało zachowane i Monte Cassino się narodziło.  Ciągle na nowo odczytywał i podejmował kroki do jedności. Ważna w tym procesie była jego zdolność przebaczania. Jego droga pokazuje, że człowiek jedności musi być otwarty wtedy życie ma szanse kwitnąć.

Benedykt całe życie uczył się otwartości, w kolejnych etapach życia słyszał wezwanie do nowego i podejmował je. Dążenie do jedności wymaga od nas otwartości. Kiedy tworzymy coś nowego musimy się uczyć aby to ewoluowało, rozwijało się, kwitło, integrowało z nowym. Nie powinniśmy się odgradzać ani kurczowo trzymać tego co jest.

Integrowanie

Ponad 1500 lat ciągłości życia benedyktyńskiego pokazuje, że jesteśmy cały czas wezwani do integrowania. Kolejne wieki przynosiły nowe zjawiska, nowe wyzwania co wymagało znalezienia miejsca na nowe. To jest naszą główną ascezą – ocalić stare i zintegrować nowe. Reguła przez to, że jest tak otwarta jest ciągle żywa.

Reguła jest czasem postrzegana jako reguła „dla cienkich”, nie ma w niej jakiejś ostrej ascezy, ale ta „maleńka” Reguła okazuje się najbardziej  żywa.

Otwartość jest czasem mylona ze słabością, ale tak nie jest. Otwartość rodzi życie. Pojawiają się ciągle nowe zjawiska społeczne czy kulturowe, trzeba je rozeznawać i podejmować z nimi dialog. Jan Paweł II powiedział, że „duch benedyktyński to duch odnowy”. Jesteśmy plastyczni, oddani w ręce Ducha Świętego, żeby mógł nas lepić.

Nie stracić tego co mam i podjąć to co przychodzi nowe – to jest benedyktyńskie. Zintegrowanie z nowym czasem wygląda sprzecznie, ale ono rodzi nową jakość. Sztywność nie jest życiodajna. Prowadzi do kryzysu wspólnoty, a kryzys wymaga już przebaczenia i pojednania. Żeby zapobiegać kryzysom trzeba podejmować rozeznanie tego co przychodzi. I pytać się siebie – co ja mogę zrobić dla jedności we wspólnocie? Ale żeby budować jedność z innymi we wspólnocie ja muszę być wewnętrznie zintegrowany, inaczej przenoszę swoją niedojrzałość czy swoje stany na wspólnotę. Nie da się zbudować jedności wspólnoty bez zintegrowania siebie. Nie da się zintegrować siebie bez modlitwy, bez Boga.

Problem w tym, że wszystko się ze sobą przeplata jednocześnie – moje własne budowanie siebie i aktywność w świecie. Nie ma jednej uniwersalnej zasady na budowanie jedności. Jesteśmy różni. Jeden w określonej sytuacji usłyszy zawalcz, inny usłyszy odpuść. Każdy indywidualnie musi znaleźć swoje miejsce  we wspólnocie. Moje indywidualnie musi się wpisywać we wspólnotę, w harmonię  całości. Dojrzałość wspólnoty polega na uznaniu różnic , a dojrzałość indywidualna polega na rozeznaniu swojego tak aby służyło wspólnocie.

Im bardziej jesteśmy nasłuchujący tym bardziej Duch Święty może przyjść. Nam często jest trudno przyjąć nowe, boimy się nieznanego, brak nam ufności, a nowe to często jest miłość, to życie. Jesteśmy z Bogiem trochę jak dziki kot, nieufni, uciekamy.

Prorok Ezechiel kiedy ma prorokować mówi: „ Spoczęła na mnie ręka Pana” (Ez. 36). To Bóg go prowadzi w tym trudnym prorokowaniu o suchych kościach, on nie robi tego sam. Są miejsca, w których sam człowiek sobie nie poradzi. Tam są kości, śmierć, ale wprowadza go tam Bóg. Ezechiel zanim został wprowadzony w dolinę suchych kości miał za sobą wiele trudnych doświadczeń (był kapłanem, wygnany z Jerozolimy, umiera mu żona, jest sparaliżowany przez rok). Mimo tych trudów – zaufał Bogu.

„Czy te kości ożyją?” – pyta Bóg. „Panie Ty wiesz” – odpowiada Ezechiel. Tu jest pokora –  ja nie wiem, ale Ty Panie wiesz. To jest droga do jedności. W sobie nie znajduję sposobu, nie mam odpowiedzi czy pomysłu, ale Ty Panie wiesz. Źródłem jedności nie jesteśmy my sami, ale Bóg. Potrzebujemy pokory. Czasem nie cierpi nasza dusza, tylko nasze ego.

„Prorokuj do kości” – mówi Bóg do Ezechiela. Wcześniej prorokował do ludzi, którzy nie słuchali, byli jak suche kości. Ezechiel ufa i prorokuje, kości wstają, obłóczą się w ciało, okazuje się że to wojsko. Modlitwa zawsze stawia nas na nogi. Bóg nas podnosi, uzdrawia, pozwala odzyskać godność, stawia na nogi, chce rozmawiać z nami twarzą w twarz.

Integracja to nie jest pełnia. W tym jest większa tajemnica. Ośrodkiem, centrum integracji nie jestem ja sam, ale Bóg. W naszym życiu musi się dokonać przeskok z -ja- na Bóg. Musimy znaleźć właściwy kierunek życia wtedy integracja będzie owocna. „Opuściłeś źródło życia”. Gdzie szukam integracji? Czy nie wokół grobu? Grzechem Izraela było zaniedbanie Słowa Boga, zaufali swojej sile, to ich doprowadziło do grobu, do niewoli, do wyschłych kości. Trzeba nam odwrócić się od grobu, od tego co nas nie buduje, nie szukać „złotej śrubki w pępku” tylko iść we właściwym kierunku wtedy będziemy postępować w integracji. Ta droga będzie nas scalać.

Scalanie siebie to DROGA, czasem długa, trudna. To droga, a nie jednorazowy akt. ( Ez. 37 scalanie 2 kawałków drewna, dwóch części Izraela). Prorocy pokazują los Izraela. Cała niewola Izraela była po to aby się pojednali. W 520 r jest koniec niewoli babilońskiej, plemiona Izraela się jednoczą, odbudowują Świątynię, wołają „Radość w Panu jest naszą ostoją”. Bóg dopuścił do upokorzenia Izraela niewolą, dopiero to doświadczenie ich zjednoczyło.

Różnice i ekumenia

Kościół nie ma złotego sposobu na budowanie jedności. Droga kościoła to droga ku jedności, droga troski i poszukiwań jak ją budować, jak ją osiągnąć.

We wspólnocie, w każdej wspólnocie ważny jest swoisty ekumenizm. Jesteśmy bardzo różni, różnorodni. Wspólnota to wysiłek ekumeniczny aby się akceptować w swojej wzajemnej różnorodności. Na początku wspólnoty jest tzw. jedność symbiotyczna (jak u zakochanych wpatrzonych w siebie z uwielbieniem, zgodnych). Z czasem ta jedność symbiotyczna jednak się zmienia i przekształca w pewną odrębność – razem, ale i osobno. To jest naturalne i zdrowe ponieważ różnorodność musi się odkryć, wydobyć i mieć przestrzeń na realizację. Jedność mamy budować uwzględniając wzajemną różnorodność, mamy pozwolić się jej wydobyć, inaczej ta jedność będzie opresyjna. Różnice nie oznaczają braku jedności. W różnorodności jest bogactwo, które nas inspiruje i rozwija. Potrzeba na to przestrzeni w której są obszary styku i odrębności, podobieństw i różnic. Cały wysiłek budowania jedności polega na integrowaniu różnorodności. Prawdziwa jedność jest wtedy kiedy we wspólnocie mogę być sobą i nie muszę się naginać czy rezygnować z siebie. We wspólnocie dbamy o bliskość i symbiozę, a jednocześnie puszczamy, dajemy sobie przestrzeń na odrębność. Ta zasada dotyczy każdej wspólnoty czy klasztornej czy małżeńskiej. Dlatego w klasztorze są przestrzenie i wspólne i indywidualne. Podobnie w małżeństwie. Symbioza tych indywidualizmów i odrębności daje szanse na zdrowe funkcjonowanie wspólnoty, w której może kwitnąć Życie.

Jedność to otwarcie na bogactwo różnorodności. Jedność jest tajemnicą. Podział zresztą też. Podziały są trudne, ale one również mogą służyć wspólnocie. Przykładów jest tu wiele jak choćby Wieża Babel. Ona miała być sposobem na to, żeby się nie rozproszyć, żeby skupić się wokół niej, ale Bóg zburzył tę koncepcję ludzi na jedność – pomieszał im języki. Innym przykładem podziału i tajemnicy jest np. los matki Kolumby z książki „Czarna owca” s. Małgorzaty Borkowskiej OSB. Matkę Kolumbę, ksienię  wypędził z klasztoru biskup Lwowa. Matka Kolumba żyła i pracowała w Rzymie i już nie wróciła do Polski. A dziś i biskup i ona są  beatyfikowani. Dwoje oddanych Bogu ludzi poróżniło coś czego nie wiemy, ale życie obydwojga przyniosło obfite owoce w pracy dla Boga.

Często nie wiemy dlaczego jest nam z kimś blisko, a z innym coś nas dzieli. Jest nam potrzebna zgoda na tę tajemnicę i pokora do jej przyjęcia.

Nie ma co się lękać podziałów bo czasem one czemuś służą czego jeszcze nie widzimy, przynoszą dobre owoce, są po coś. Sam podział czy odejście nie jest tragedią. Momenty porzucenia, odejścia, różnic są częścią życia wspólnoty. Przejawem dojrzałości jest jednak umiejętność przyjęcia czyjegoś odejścia, przyjęcia odmienności człowieka w samym sobie, objęcie tej odmienności, mówienie dobrze o kimś kto odszedł.

Rozejścia i różnice są wpisane w drogę wspólnoty. Trzeba na to popatrzeć jako na tajemnicę. Trudne doświadczenia czy odejścia nie przeczą jedności. Źródłem odejścia jest czasem nasz egoizm, myślenie o sobie. Papież J. Ratzinger powiedział kiedyś, że „egoizm to zemsta naszego ja za zaniedbanie siebie”.

Nie powinniśmy bać się różnic. Z nich zawsze może wypłynąć jakieś dobro, ale czy tak się stanie to w dużej mierze zależy od naszego podejścia.

(mr)

Notatki nieautoryzowane

Zespół Fundacji
guest
0 Komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments