„Opcja Benedykta” – opinia o książce R. Drehera
Po przeczytaniu książki „Opcja Benedykta” Rod Drehera, uważam, że warto przedyskutować jej treść. Półtora roku temu napisałem kilka słów jako przyczynek do dyskusji na jej temat. Zachęcam do niej, bo temat jest ważny szczególnie w kontekście naszej Fundacji i jej celów działania.
Jest to typowa amerykańska pozycja nakierowana na praktyczne działania. Niewątpliwie wiele analiz autora jest słuszna i trzeba się zgodzić z tezą o stopniowym eliminowaniu chrześcijaństwa z kultury Zachodu, a tym samym z kultury świata. Przy czym autor traktuje chrześcijaństwo całościowo, bez rozróżniania rozmaitych jego denominacji: czy to chodzi o Kościół katolicki, prawosławny, luterański, anglikański, itd. Uważa, że wszystkie Kościoły chrześcijańskie muszą się konfrontować ze zlaicyzowanym światem. Wydaje się, że postępująca laicyzacja staje się okazją do powstania prawdziwego braterstwa między chrześcijanami różnych denominacji. W rzeczywistości różnice pomiędzy chrześcijanami nie są tak wielkie w odniesieniu do podstawowych wartości i chrześcijanie powinni się wspierać w walce z szerzącym się laicyzmem. Wspólna walka powinna nas jednocześnie zbliżać do siebie.
W tym kontekście Rod Dreher mówi o idei wspólnego przeciwdziałania złym tendencjom wybierając na patrona św. Benedykta, a całemu działaniu nadaje tytuł „Opcja Benedykta”. Nie przypadkiem wybrał on św. Benedykta, który w obliczu upadku cywilizacji rzymskiej, podobnego zjawiska jakie obserwujemy dzisiaj, nie inicjował żadnego działania politycznego, nie miał ambicji tworzenia wielkiego ruchu społecznego, ale budował małe wspólnoty autentycznego życia chrześcijańskiego, wspólnoty monastyczne, które żyły Ewangelią na co dzień i pielęgnowały to, co można nazwać kulturą chrześcijańską, a w niej kulturą pracy, sztuką, literaturą itd. Podstawową troską dla niego było dbanie o osobisty wzrost duchowy, o autentyczne chrześcijaństwo, a nie walka ideologiczna. Jest to działanie zgodne z zasadą św. Pawła: Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj (Rz 12,21). Konkretnie: zachowaj własną kulturę i przekaż ją swoim następcom czekając na czasy, gdy ona będzie mogła dojść do głosu.
W przypadku propozycji Dreher’a przejmuje ona charakter wspólnot świadomie wierzących chrześcijan, którzy rozpoznali zagrożenia, przeciwstawiają się im, a przede wszystkim dbają o życie w tych wspólnotach, by te wartości były w nich przekazywane dalej. Pomiędzy wspólnotami powinna się tworzyć więź wzajemnego wsparcia.
W swojej książce Rod Dreher podaje bardzo wiele przykładów podważania chrześcijańskich wartości poczynając od odrodzenia. W ostatnich pięćdziesięciu latach, argumentuje/bije na alarm, zostały podważone najbardziej oczywiste z tych wartości; wartości, które do lat sześćdziesiątych XX w. nie były kwestionowane nawet przez ludzi niewierzących i ateistów.
Wydaje się, że jako taka jest to pozycja dobra i warta polecenia. Przede wszystkim, żeby uświadomić ludziom groźbę procesu, jaki zachodzi na świecie: niestety nowy barbaryzm, nie tylko pogaństwo(!), kroczy wielkimi krokami.
Jednak warto zwrócić uwagę na szereg według mnie braków tej pozycji. Wymieniam niejako z biegu te, które wydają mi się najważniejsze:
1. Przede wszystkim autor utożsamia chrześcijańskie wartości z tym, co wytworzyło się w Kościele na Zachodzie i co było podstawą kształtowania się całej kultury zachodniej. Natomiast istnieją także inne tradycje chrześcijańskie, które nie koniecznie akceptują zachodnie podejście do wiary. Ujawniło się to szczególnie mocno w wielu sprawach, których Kościół Zachodni musi się dzisiaj wstydzić. Jeżeli nawet sam Kościół nie rządził bezpośrednio w krajach Europy i Ameryki, to jednak miał ogromny wpływ na władzę, choć ten wpływ stopniowo malał poczynając od XVI w. Niemniej nie było widać żadnego głosu sprzeciwu lub próby budowania drogi wyjścia ze złej sytuacji.
a. Rozdział Kościoła Wschodniego i Zachodniego w XI w. właściwie oparty o ludzkie ambicje do dzisiaj nie zażegnany! Jest on rodzajem zdrady Chrystusa w jego najbardziej uroczystej prośbie skierowanej do Ojca: „aby byli jedno, aby świat poznał, żeś Ty mnie posłał!”.
b. Wyprawy krzyżowe i ich fatalne konsekwencjami w wielu dziedzinach
c. Podboje kolonialne, których konsekwencją były ogromne cierpienia ludzi innych kultur; w ich odbiorze działo się to pod sztandarami chrześcijaństwa!
d. Stąd przecież powstał ruch robotniczy w XIX w., który zaczął walczyć o prawa ludzi. Niestety chrześcijanie jako wspólnoty kościelne przespały problem społeczny zamiast starać się o rozwiązanie ogólnospołeczne, a nie jedynie przez działania charytatywne
e. Ostatnio problem pedofilii, na który nikt nie zwracał uwagi przez tysiące lat został postawiony w kontekście ludzi Kościoła, z czym Kościół nie potrafi sobie dobrze poradzić.
To są jedynie niektóre wybrane, większe zagadnienia, jakie pojawiały się w historii i nie były właściwie przez kościoły chrześcijańskie rozwiązywane.
2. Powyższy problem wynika z samego funkcjonowania chrześcijaństwa jako wspólnoty w świecie, zbytniego powiązania władzy kościelnej z państwową, co się zaczęło niedługo po edykcie Konstantyna (313 r.). Niestety świat rządzi się inną logiką, niż wiara w Chrystusa! Udział w rządach światem niestety zmienia charakter władzy kościelnej.
3. Tutaj dotykamy zagadnienia w wymiarze duchowym: wiara została w dużym stopniu sprowadzona do określonych norm wyznaczonych przez doktrynę i moralność. Zapomniano, że duchowe to nie to, co zapisane pod literą Prawa czy doktryny, ale to to, co się odnosi do życia bezpośrednio. Wartość prawdziwej duchowości rozpoznaje się po owocach Ducha Świętego. Można to kształtować jedynie przez praktykę miłości Boga i bliźniego, o czym wyraźnie mówił w Ewangelii Pan Jezus. Jeżeli nie ma miłości, to nie ma autentycznej wiary:
Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. 8 Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością (1 J 4,7–8)
4. Niestety tak pojmowaną duchowość (?) w wymiarze praktycznym zatraciliśmy. I to także jest zdrada Chrystusa w Jego przesłaniu.
Wydaje się, że poważnego potraktowania sprawy wymaga także pogłębienie refleksji nad sensem nauki Chrystusa i jej wprowadzenie w życie. Ta refleksja nie może ograniczyć się do przekazu samej tradycji, ale ma tę tradycję leczyć. Drugi Sobór Watykański otworzył drogę do takiej odnowy, ale obecnie, wydaje się, następuje w Kościele katolickim odejście od Soboru i wielu próbuje wracać do Trydentu, co jest fałszywą drogą.
Opcja Benedykta, czyli wybór św. Benedykta polegający na tym, że zakładamy „szkołę służby Pańskiej”, w której razem uczymy się właściwego życia chrześcijańskiego według autentycznych wartości, a nie jedynie według tradycyjnych norm funkcjonujących przez wieki, może budować punkt wyjścia do autentycznego wzrostu duchowego każdego z osobna. W przypadku całej wspólnoty może stać się twórczym tyglem rozwoju i leczenia człowieka. Osobiście tak bym widział właściwą drogę.
To tyle moich uwag na początek dyskusji wokół tej książki, z której zaczerpnąłem samą nazwę: „Opcja Benedykta”.
Br. Włodzimierz OSB
2020-10-07