Krzyż jako pierwszeństwo Miłości nad Prawem i wyjście z doczesności
„Wpadnijmy raczej w ręce Pana, bo wielkie jest Jego miłosierdzie, ale w ręce człowieka niech nie wpadnę” (2 Sm 24, 14). Dramat Wielkiego Piątku. Bóg-Człowiek wpada w ręce ludzi, umiera z ich rąk. Oni przecież lepiej wiedzą, co to Prawo, co dobre, a co złe. Oni się z nim rozprawią. Skażą Go na śmierć na krzyżu. Za bluźnierstwo, za nieprzestrzeganie Prawa.
To, do jakich dramatów prowadzi nasz ludzki upór, aż nadto widać na kartach historii. Śp. Ojciec Włodzimierz Zatorski OSB wielokrotnie podkreślał, że jedną z największych przeszkód na drodze życia duchowego, wiary w ogóle, są nasze oczekiwania i wyobrażenia. Pojmowanie sprawiedliwości przez Boga a postrzeganie jej przez człowieka to przepaść, dwie zupełnie inne rzeczywistości. W Wielkim Tygodniu pragniemy przywołać słowa o. Włodzimierza z marca 2020 r., kiedy to podczas konferencji przypominał nam, że „nie tak człowiek widzi, jak widzi Bóg”.
Prawo a miłosierdzie
W Ewangelii spotykamy się ze zderzeniem dwóch postaw religijnych. Pierwsza z nich to bardzo mocne, formalne trzymanie się Prawa z jego zasadami, konkretnymi orzeczeniami co wolno, a czego nie wolno oraz karą stosowaną za ich przekroczenie. Postawa druga to wrażliwość na ludzką biedę, której owocem jest miłosierdzie.
Konflikt pomiędzy Prawem a miłością miłosierną był obecny w całej Ewangelii. Szczególnie dosadnie unaocznił się w synagodze w Kafarnaum, w sporach Jezusa z Żydami na temat szabatu (Mk 3, 1-6): „Wszedł znowu do synagogi. Był tam człowiek, który miał uschniętą rękę. A śledzili Go, czy uzdrowi go w szabat, żeby Go oskarżyć. On zaś rzekł do człowieka z uschłą ręką: ‘Podnieś się na środek!’. A do nich powiedział: ‘Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego czy coś złego? Życie uratować czy zabić?’. Lecz oni milczeli. Wtedy spojrzawszy na nich dokoła z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serc, rzekł do człowieka: ‘Wyciągnij rękę!’. Wyciągnął, i ręka jego stała się znów zdrowa. A faryzeusze wyszli i ze zwolennikami Heroda zaraz się naradzali przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić”.
Faryzeusze, zapatrzeni w kurczowe trzymanie się przepisów Prawa, i to we własnej interpretacji, śledzili jedynie, czy Jezus uzdrowi chorego, czy nie. Współczucie dla biednego człowieka nie poruszyło ich serc, nie miało dla nich żadnego znaczenia.
Nikt nie jest sprawiedliwy przed Bogiem
Konflikt pomiędzy Prawem a ewangelią miłości bardzo mocno akcentuje św. Paweł. Jest to stały element jego nauczania. W Liście do Galatów (Ga 3, 10-12) Paweł ukazuje, że opieranie się wyłącznie na Prawie prędzej czy później wprowadzi nas w ślepy zaułek: „Napisane jest bowiem: Przeklęty każdy, kto nie wypełnia wytrwale wszystkiego, co nakazuje wykonać Księga Prawa”. I dalej: „[…] w Prawie nikt nie osiąga usprawiedliwienia przed Bogiem”. Nie ma zatem nikogo, komu należałoby się życie wieczne dzięki wypełnieniu Prawa, bo jeżeli wypełnialibyśmy prawie wszystkie przepisy Prawa, a złamali tylko jeden, to ciąży na nas wina za całe Prawo. Bardzo wyraźnie podkreśla to także św. Jakub, brat Pański: „Choćby ktoś przestrzegał całego Prawa, a przestąpiłby jedno tylko przykazanie, ponosi winę za wszystkie” (Jk 2, 10).
Spór o interpretację
Tu trudność się jednak jeszcze nie kończy, bo nasuwa się pytanie: co to jest Prawo, jak je zinterpretować?
Sposób interpretowania Prawa stanowił kolejną oś sporu pomiędzy Jezusem a faryzeuszami. Dla tych drugich uzdrowienie chorego w szabat było wykroczeniem, gdyż uzdrowienie to „praca”, a pracy w szabat nie godzi się wykonywać.
Mając przed sobą perspektywę krzyża, Jezus do końca walczył o miłość i życie, stając w opozycji do bezdusznej sprawiedliwości
Dla Jezusa uzdrowienie było znakiem Bożej łaski, która właśnie w szabat uzyskiwała szczególne znaczenie i wskazywała na bliskość Boga. Ponadto interpretacja Prawa wiąże się z poczuciem sprawiedliwości, a ta jest zupełnie inaczej rozumiana przez Boga i przez ludzi.
Dobrze to ilustruje przypowieść o robotnikach najętych do pracy w winnicy (Mt 20, 1-16). Ponieważ gospodarz tak samo wynagrodził pierwszych, jak i ostatnich, ci pierwsi mieli do niego pretensje: „Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: ‘Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekotę’”. Gospodarz jednak odpowiedział: „Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czyż nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry? Podobnie starszy syn z przypowieści o miłosiernym ojcu oburzył się na miłosierdzie ojca wobec jego brata (zob. Łk 15,29n).
Domagając się sprawiedliwości w rozumieniu ludzkim, miłość jest niepotrzebna, a miłosierdzie staje się „niesprawiedliwością”. Tak właśnie patrzył i widział starszy syn z przypowieści o miłosiernym ojcu. Sprawiedliwość Boża odnosi się natomiast do życia, Bożego zamysłu zbawienia, czyli doprowadzenia wszystkich ludzi do pełni życia w królestwie Bożym.
Wiara bez uczynków jest martwa
Świat oparty na sprawiedliwości czysto ludzkiej jest martwy. Istotą życia człowieka stworzonego na obraz Boga jest miłość. Tylko kochając, możemy dojść do życia. Podczas ostatniej wieczerzy Jezus pozostawił uczniom właściwie jedno przykazanie – przykazanie miłości: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” (J 15,12). W innym miejscu (Mt 22,37-40) powiedział, że to, co zawiera się w Prawie i u Proroków, czyli w całym Starym Testamencie, sprowadza się do przykazania miłości Boga i miłości bliźniego.
Miłość bliźniego jest tu, na ziemi, czymś bardzo konkretnym i łatwo rozpoznawalnym. Wyraża się w czynach, konkretnych postawach, podczas gdy w odniesieniu do Boga łatwiej nam oszukiwać się, sprowadzając miłość Boga do ideologii lub przeżywania emocjonalnego. Święty Jan pisze o tym jednoznacznie w swoim liście (1 J 4, 20): „Jeśliby ktoś mówił: ‘Miłuję Boga’, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi”. Jeżeli zatem miłość Boga nie wyraża się w konkretnych uczynkach miłości względem bliźnich, jest samooszukiwaniem się.
Krzyż nie jest karą Boga-Prawodawcy
Krzyż Jezusa jest wielkim objawieniem pierwszeństwa miłości miłosiernej nad Prawem rozumianym formalnie. Mając przed sobą perspektywę krzyża, Jezus do końca walczył o miłość i życie, stając w opozycji do bezdusznej sprawiedliwości.
Gdybyśmy patrzyli przez pryzmat Prawa formalnie rozumianego
na śmierć Jezusa i to śmierć na krzyżu, widzielibyśmy tą śmierć jako karę od Boga-Prawodawcy. Natomiast zmartwychwstanie było proklamacją zwycięstwa miłości nad śmiercią oraz pierwszeństwa miłosierdzia nad sprawiedliwością. Manifestuje ono, że metafizyczną zasadą
istnienia jest miłość. Jeżeli coś nie uczestniczy w miłości, jest martwe. W Pieśni nad pieśniami Oblubieniec mówi: jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol, żar jej to żar ognia, płomień Pański (Pnp 8,6). Natomiast zmartwychwstanie ukazało, że miłość potężniejsza jest niż śmierć i mocniejsza jest niż Prawo, bo ono jest jedynie wychowawcą na drodze do życia, a miłość jest samym życiem.
W miłości do końca Jezus zawierzył Ojcu, który jest miłością, nawet wbrew temu, co w Prawie jest napisane o przekleństwie powieszonego na drzewie. Jedynie miłość może dać życie, a litera Prawa zabija (zob. 2 Kor 3,6). Jednak jest jeden konieczny warunek otrzymania życia: trzeba je przyjąć jako dar, jako łaskę darmo daną. A to oznacza, że trzeba ją przyjąć w pokorze, która jest „dyspozycją do darmowego przyjęcia daru”.
Jednak jeżeli tak przyjmujemy łaskę, sami musimy mieć w sobie dyspozycję do okazywania miłosierdzia innym. Jeżeli jej nie mamy, to znaczy, że uzurpujemy sobie tę łaskę jako nam należną, czyli myślimy według Prawa, w którym widzimy się lepszymi od innych. W ten sposób popadamy w próżną chwałę i pychę. Bardzo jednoznacznie mówił o tym Pan Jezus w Ewangelii, mówiąc o konieczności przebaczenia z serca (zob. Mt 6,14–15; 18,35).
Św. Jakub nazywa to sądem według Prawa wolności:
Mówcie i czyńcie tak jak ludzie, którzy będą sądzeni na podstawie Prawa wolności. Będzie to bowiem sąd nieubłagany dla tego, który nie czynił miłosierdzia: miłosierdzie odnosi triumf nad sądem (Jk 2,12n).
Właśnie krzyż Jezusa jest takim triumfem nad sądem przez miłość do końca. Inny rodzaj śmierci nie byłby w stanie tego tak jednoznacznie ukazać.
Odwaga patrzenia poza doczesność
W Ewangelii według św. Jana, w opisie śmierci Jezusa znajdujemy scenę przebicia Jego boku: „Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł (..), jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok, a natychmiast wypłynęła krew i woda” (J 19, 33–34). Ponieważ Jezus wisiał wysoko, żołnierz wziął dłuższą włócznię i przebił Mu serce, uderzając od prawej strony do lewej, gdzie było serce. Stąd krew i woda wypłynęły z prawego boku. Woda i krew wypływająca z boku Jezusa są symbolami odpowiednio Chrztu i Eucharystii. W nich jest ukryta cała moc uzdrawiająca nasze życie.
Nasze zagubienie i patrzenie na świat w kategoriach siebie samego oraz tylko tego co ‘tu i teraz’, nie pozwala dostrzec w wydarzeniach naszego życia czegoś więcej
500 lat przed Chrystusem prorok Ezechiel przedstawił wizję życiodajnej wody, która wypływała spod prawej strony świątyni i uzdrawiała wszystko (Ez 47, 8–9): „Woda ta płynie na obszar wschodni, wzdłuż stepów, i rozlewa się w wodach słonych, a wtedy wody stają się zdrowe. Wszystkie też istoty żyjące, od których tam się roi, dokądkolwiek potok wpłynie, pozostają przy życiu: będzie tam też niezliczona ilość ryb, bo dokądkolwiek dotrą te wody, wszystko będzie uzdrowione”.
Jednak nawet obraz wzięty z proroka Ezechiela nie oddaje obfitości łaski, jaka została nam dana. Obraz Ezechiela rysuje wyobrażenie ziemskiego raju, natomiast Jezus przyniósł nam łaskę udziału w życiu samego Boga na wyżynach niebieskich, a nie na ziemi. Obraz raju i uzdrawiającej wody z boku świątyni jest jedynie bladym cieniem tego, co Bóg nam przygotował w swoim zamyśle od początku świata! To jest nowość, której nie byli w stanie przewidzieć nawet prorocy. Oni jedynie wyczuwali, że Boża łaskawość musi przekraczać ludzkie życie, jednak nie byli w stanie przewidzieć miary Bożej miłości w odniesieniu do nas.
W perspektywie starotestamentalnej, większość Żydów skoncentrowana była na doczesnym błogosławieństwie, widząc swoje wyzwolenie w kategoriach doczesnych. Saduceusze w ogóle nie wierzyli w zmartwychwstanie, stąd oczekiwania w odniesieniu do Mesjasza odnosiły się do doczesności. Jezus przyszedł z czymś zupełnie nowym: przyszedł przynieść zbawienie ostateczne i udział w życiu samego Boga, co całkowicie przekraczało wyobrażenia Żydów. Nadzwyczajne uzdrowienia, których dokonywał na ziemi, były jedynie znakami wskazującymi na przyszłe życie. Ci, którzy odzyskali upragnione zdrowie, nie zawsze to dostrzegali, bowiem pole ich widzenia zbyt często zamykało się tylko w doczesności.
W historii można pokazać wiele takich przypadków. Nasze zagubienie i patrzenie na świat w kategoriach siebie samego oraz tylko tego co ‘tu i teraz’, nie pozwala dostrzec w wydarzeniach naszego życia czegoś więcej. Aby spotkać prawdziwie Boga, co dla nas dokonuje się przez Jezusa, trzeba, patrząc na spotykające nas doświadczenia, widzieć ich głębię wykraczającą poza doczesność. To, co spotykamy w życiu, niesie w sobie o wiele więcej, niż się nam wydaje. Trzeba nam wyjść poza horyzont doczesności i popatrzeć na nasze życie „od końca”, na sens tego, co dzisiaj doświadczamy. Na tym polega przemiana serca, do czego wzywa Jezus od samego początku głoszenia Ewangelii.
Konferencja o. Włodzimierza Zatorskiego została wygłoszona w Józefowie pod Warszawą w marcu 2020 r. Wprowadzenie i redakcja: Aleksandra Lejszo