Co mnich może dziś powiedzieć światu
Wydaje się, że obecna sytuacja na świecie jest bardzo podobna do tej, jaka była po upadku Cesarstwa Rzymskiego za czasów św. Benedykta. Przede wszystkim obserwujemy wyraźną degradację kultury i to zarówno w wymiarze twórczości artystycznej, jak i kultury życia społecznego i kontaktów osobowych.
Coraz bardziej rozbudza się ludzkie namiętności nie starając się nawet ich dzisiaj ukrywać. Wręcz pobudza się ludzi do: rządzy władzy, znaczenia, wyróżnienia się, zaimponowania innym, „bycia lepszym”, posiadania więcej i lepiej niż inni, do nieokiełznanej chęci rozrywki i doznawania rozkoszy.
Ponadto w coraz bardziej technicznie zdominowanym świecie następuje drobiazgowa specjalizacja, co powoduje zubożenie osobowości i braki w ogólnym wykształceniu. Prowadzi to do dysharmonii w rozwoju człowieka, który będąc nawet wybitnym specjalistą w jakiejś dziedzinie, w innych jest ignorantem, a w wymiarze duchowym jest całkowicie infantylny. Właściwie cały świat dzisiaj amerykanizuje się, co prowadzi do ujednolicenia i utraty oryginalności kulturalnej. Sama kultura coraz bardziej staje się audio-video, co pociąga ze sobą upadek kultury słowa, a przecież słowo jest zasadniczym przekaźnikiem myśli (ducha). Obraz i dźwięk nie są w stanie zastąpić słowa. Jeżeli jeszcze uwzględni się, że religia chrześcijańska, podobnie jak żydowska, jest religią Słowa, dramatyczność sytuacji tym bardziej się zaostrza. Kultura słowa zawsze od starożytności i średniowiecza była swoistą preewangelią.
Co wobec tej sytuacji? Trzeba chyba podobnie jak św. Benedykt zadbać o to, by samemu nie dać się wciągnąć w pogłębiający się chaos tego świata czy wręcz ogłupić rozmaitymi modnymi hasłami. Istnieje przecież cały przemysł ogłupiana ludzi, jakim jest niewątpliwie reklama i pod jej dyktando ustawione TV, Internet i rozrywka. Warto sobie uświadomić, że TV żyje z reklam i tym samym one stanowią wewnętrzny czynnik kształtowania programu oraz gustów ludzkich, bo ten, kto płaci, ten rządzi!
Nie wystarczy jednak obrona, lęk i trzymanie się „tradycji”, która jest zawsze swoiście rozumiana i zawsze jest wyborem z tego, co znamy z przeszłości, najczęściej z ostatnich lat. Trzeba świadomie wrócić do źródła zarówno własnej tożsamości jak i kultury. Trzeba na nowo przemyśleć kim jesteśmy, jaki jest sens naszego istnienia, co jest istotne w naszym życiu. Jan Paweł II apelował o ponowne odkrycie naszych chrześcijańskich korzeni. Mnisi proponują właśnie powrót do najczystszego źródła objawionego w Jezusie Chrystusie – Wcielonym Słowie. Nie chodzi jedynie o samą treść orędzia, jakie Pan Jezus głosi, ale o Niego samego i praktyczne podążaniem za Nim. Niezmiernie ważna jest odpowiedź Jezusa na pytanie św. Piotra, który pytał Go o Jana: Panie, a co z tym będzie? (J 21,21). W odpowiedzi usłyszał on: Jeżeli chcę, aby pozostał, aż przyjdę, to cóż tobie do tego? Ty pójdź za Mną! (J 21,22). To już była powtórka wcześniejszego wezwania: Pójdź za Mną! (J 21,19). Jest to uniwersalne wezwanie do każdego z nas. W tym momencie przypominają się wcześniej powiedziane słowa Pana Jezusa:
Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego (Łk 9,62).
On jest Słowem, jak Go nazywa św. Jan w Prologu do Ewangelii, ale jest nim integralnie, to znaczy nie tylko przez głoszenie nauki lecz także w życiu przez wypełnianie tego, czego naucza. Pan Jezus nigdy nie nauczał niczego, czego by sam nie praktykował. Jego nauka jest jednocześnie praktyką: nieustannie przebywa z uczniami, dzieli z nimi wspólne życie i właśnie w konkretnych sytuacjach i na swoim przykładzie uczy na czym polega prawdziwe życie.
Jeżeli spojrzymy na Regułę, to św. Benedyktowi chodzi właściwie o praktykę życia. Nie mówi on nam, co mamy podejmować jako zadanie wobec świata, w co mamy się angażować w naszej działalności zewnętrznej, jakie praktyki pobożne podejmować, aby się zbawić, ale troszczy się o to, jak należy zorganizować całe nasze życie osobiste i we wspólnocie, by w nim odnajdywać Boga. Jego główna troska skierowana jest na to, by wszystko, czym żyjemy, kierowało nas ku Bogu. Dlatego też mnicha określa nie to, w co się angażuje na zewnątrz, co robi dla świata, ale to kim jest robiąc cokolwiek. W Regule istnieje wyraźny prymat bycia nad posiadaniem i działaniem. Charakterystyczne dla naszej współczesnej mentalności zatroskanie duszpasterskie: Jak odmienić świat? Jak nawrócić ludzi? – grozi utratą tego, co najistotniejsze. Przypominają się tutaj słowa Pana Jezusa:
Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? (Mt 16,26).
Św. Benedykt także współczesnemu człowiekowi proponuje: Przede wszystkim żyj tak, aby Bóg był w centrum. Inaczej mówiąc: Żyj prawdziwie. Reszta z tego wyniknie. Ty się staraj być uczniem w szkole Pana. Cokolwiek robisz, gdziekolwiek jesteś, bądź uczniem Pana. Czy to będzie wspólnota klasztorna, czy rodzina, czy parafia, czy praca w lesie, w polu, w fabryce, w urzędzie, czy wspólnota sąsiedzka, staraj się uczynić z nich szkołę życia dla Pana. Oznacza to przyjęcie stałej postawy ucznia: rodzice muszą się stale uczyć bycia rodzicami, dzieci uczyć się prawdziwego życia, pracownicy postawy prawdziwej służby w swojej pracy, aby dawała im ona nie tylko zarobek, ale i spotkanie z drugim człowiekiem, a nawet coś z doświadczenia postawy Sługi, jakim stał się Chrystus.
Takie uczenie się wyrasta ze świadomości, że stale stoimy przed czymś, co nas przerasta, wobec misterium. Wobec niego potrzebne jest posłuszeństwo wyrastające ze słuchania, które nie jest zwykłą dyscypliną na linii: rozkaz-wykonanie, jak to jest w wojsku, ale wsłuchiwaniem się w głębię. Chodzi o posłuszeństwo w sumieniu, które wyrasta ze zdecydowania, aby właśnie sumienie stało się dla nas przewodnikiem i nauczycielem na drodze życia, sumienie, które jest „głosem Boga w naszym sercu”. Jest, jak to pisze Jan Paweł II: „świętą przestrzenią, w której Bóg przemawia do człowieka” (VS 58).
Jeżeli wsłuchujemy się w ten głos, to poznajemy nie tylko wolę Boga wyrażoną nakazami i zakazami, ale Jego zamysł w odniesieniu do nas i całego świata. Uzyskujemy w ten sposób wgląd w Boży zamysł i tym samym godność przyjaciół Jezusa:
Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. 15 Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego (J 15,14–15).
Tutaj odnajdujemy rację dla benedyktyńskiej postawy milczenia. Jest ona nieustannym wsłuchiwaniem się w prawdę egzystencjalną, uczeniem się wrażliwości na głos Boga, który nieustannie przemawia na różne sposoby, uczymy się otwarcia na „tu i teraz”, by być prawdziwie. W milczeniu nie chodzi bowiem jedynie o wyeliminowanie hałasu, słów, dźwięków, ale o wsłuchanie się w to, co prawdziwe, co pojawia się w naszym sercu, które jest miejscem spotkania z Bogiem. Dlatego praktykę milczenia wspiera i kształtuje lectio divina – Boże czytanie, czyli czytanie Słowa Bożego, w którym chodzi właśnie o wsłuchanie się w nie i uczenie się rozpoznawania głosu Boga we własnym sercu. Lekturę Pisma Świętego wspiera czytanie Ojców Kościoła i uznanych autorytetów chrześcijańskich. W czytaniu takim nie chodzi po prostu o rozwój intelektualny, ale przyjmowane słowo ma nam pomóc w osobistym odkrywaniu prawdy przekazywanej nam przez Boga i uczenie się właściwej postawy w życiu.
Wielką szkołę stanowi dla mnichów liturgia, która odmierza rytm dnia. Modlitwą liturgiczną rozpoczyna się dzień i nią się też kończy. Przez postępowanie sercem za tekstami liturgicznymi, zgodnie z tym, co na temat postawy podczas liturgii pisze św. Benedykt: „aby nasze serce było w zgodzie z tym, co głoszą nasze usta” (RegBen 19,7), uczymy się rozpoznawać misterium Boga obecnego w nas, poznawać godność, do jakiej zostaliśmy wezwani i stopniowo stajemy się tymi, kim nas stworzył Bóg. Najgłębiej tę godność wyraża kapłaństwo, które jest wpisane w naturę człowieka. W imieniu całego stworzenia powołany jest on bowiem do oddawania czci Bogu. Dokonuje się to przez naszą pracę w świecie. Chrystus przywrócił nam tę utraconą przez grzech godność. W Nim mamy teraz przystęp do Ojca (zob. Ef 2,18), co najpełniej realizuje się podczas liturgii.
Z tego zakorzenienia w Bogu wyrasta dopiero nasze twórcze zaangażowanie się w pracę, która w istocie polega na budowaniu królestwa Bożego tu na ziemi w jego różnych wymiarach. Nie chodzi jednak o budowanie „królestwa Bożego” według naszego pomysłu i naszych wyobrażeń, co mogłoby w gruncie rzeczy prowadzić do czegoś na wzór komunistycznego społeczeństwa „sprawiedliwości społecznej”, ale o Jego królestwo zgodnie z Jego wolą. Budowanie czegokolwiek innego, co nie jest zgodnie z Jego zamierzeniem, wcześniej czy później ukaże swoją pustkę i bezsensowność, czego mieliśmy wiele przykładów w historii, a szczególnie w ostatnich latach w trudnym doświadczeniu „realnego socjalizmu”. Być może właśnie brak ostatecznego sensu wielkich przedsięwzięć współczesnego człowieka jest dzisiaj największym egzystencjalnym dramatem. Wobec tego kryzysu sensu mnisi starają się przypomnieć podstawową zasadę: Trzeba wpierw odnaleźć siebie u źródła, czyli w Bogu, a wówczas dopiero cały nasz wysiłek stanie się prawdziwym budowaniem świata harmonii i ładu, ludzkiego świata dla człowieka, gdyż nie możemy się inaczej w pełni odnaleźć, jak tylko przed Bogiem. Tak jest, gdyż człowiek został stworzony na obraz Boży.
Wymowny dla nas jest sam opis stworzenia człowieka i to, co Bóg mu poleca:
Pan Bóg wziął zatem człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i doglądał (Rdz 2,15).
Jesteśmy powołani do tego, by uprawiać i doglądać Eden, czyli świat, jaki został nam dany. Boga można spotkać tylko w prawdzie tego, co jest i jak jest. Jednak musimy pamiętać, że sami jesteśmy najważniejszym stworzeniem, a także inni ludzie nim są i dlatego autentyczna relacja z nimi jest niezbywalną drogą do Boga. W swojej pracy możemy realizować się w obu wymiarach obecności Boga: poprzez wysiłek kształtowania świata oraz przez spotkanie drugiego człowieka w prawdziwym braterstwie.