O. Maksymilian Nawara w Farynach. Czy jestem gotowy na przyjście nowego?

W dniach 23-25 września przebywaliśmy w Farynach. Spotkania sympatyków Fundacji w ramach dni skupienia odbywają się regularnie, jednak po raz pierwszy udało nam się przeprowadzić je w naszej szkole i przyszłym domu. Z uwagi na trwający remont zagospodarowaliśmy tylko jedno pomieszczenie, ale pomieściliśmy się wszyscy. Dni skupienia poprowadził dla nas o. Maksymilian Nawara OSB. Poniżej znajdziecie też wideo z nauk ojca.

Jak duchowemu opiekunowi Ośrodka Medytacji Chrześcijańskiej w Lubiniu, a jednocześnie Opatowi Prezesowi Benedyktyńskiej Kongregacji Zwiastowania w Subiaco we Włoszech udało się znaleźć czas dla naszej Fundacji? Nie wiemy 😉 Ojciec Maksymilian nie tylko ten czas znalazł, ale poświęcił go nam z pełnym oddaniem i zaangażowaniem. Podczas jednego weekendu wygłosił dla nas trzy konferencje, poprowadził Lectio Divina, uczył nas medytacji (modlitwy Jezusowej), przewodniczył Mszy świętej w kościele parafialnym sąsiadującym ze szkołą, odmawiał z nami jutrznię i nieszpory, a w tak zwanym ‘międzyczasie’ służył radą w rozmowach indywidualnych.

Ojciec Maksymilian dał odczuć swoje serdeczne wsparcie dla inicjatywy, która ma miejsce w Farynach. Udzielił nam cennych wskazówek dotyczących budowania życia wspólnego, przedstawiając jego jasne i mniej jasne strony. Przywołał doświadczenia wspólnot za granicą, gdzie odwaga zastosowania rozwiązań nietypowych i eksperymentowania, zawsze oparta na fundamencie głębokiej modlitwy, przyniosła zaskakujące owoce (w kolejnym artykule podzielimy się z wami opisem kilku wspólnot, które nas zainteresowały). Rozwiązania ‘atypiczne’ stanowiły motyw przewodni benedyktyńskich dni skupienia w Farynach.

Opisując dzisiejszą sytuację w Kościele, ojciec Maksymilian nie bał się użyć słowa ‘kryzys’. Kryzys ten wieszczy nadejście nieznanego. Ale czy nieznanego należy się bać? Nie! Kryzys jest szansą, trzeba tylko odwagi, aby szukać nowych, innych, nietypowych dróg dla współczesnego Kościoła, odrzucając myślenie zawarte w zdaniu: „Ale tak nigdy nie było”.

Życie monastyczne, o czym rekolekcjonista zapewnił z pełnym przekonaniem, było ‘atypiczne’ od samego początku. Jego celem nie było utworzenie instytucji, a prawdziwe poszukiwanie Boga szczerym sercem. Centrum życia monastycznego osadzone było w Chrystusie, jednak z czasem, wraz z poszerzającą się nadbudową instytucjonalną Kościoła, ideał ten gdzieś się zagubił. Podczas dni skupienia w Farynach sięgaliśmy do tych początków, do pierwotnego ideału. Jednocześnie staraliśmy się patrzeć w przyszłość i wypatrywać ‘nieznanego’, które nadchodzi.

Ojcze Maksymilianie, dziękujemy za wspólny, piękny czas i… mamy nadzieję do zobaczenia znowu w Farynach 🙂

A co w samej wspólnocie? Jak zwykle podczas podobnych spotkań, mieliśmy okazję nadal poznawać się i dzielić spostrzeżeniami. Jesień w Farynach zaprezentowała się wobec nas różnorodnymi kolorami drzew, czystym niebieskim niebem, a rześkie mazurskie powietrze pozwoliło odetchnąć pełną piersią. Niektórych nogi zaniosły do pobliskich lasów, innych na pola, gdzie dzikie jabłonie nie skąpiły swoich dojrzałych owoców. Po zapadnięciu zmroku do uszu uważnych słuchaczy docierał ryk jeleni, przeżywających właśnie swój okres godowy.  Tak, jesień w Farynach jest naprawdę piękna.

Chcemy przedstawić wam podsumowanie trzech konferencji, wygłoszonych przez o. Maksymiliana. Poniższy opis stanowi jedynie zarys tego, co mieliśmy okazję usłyszeć. Pełna treść wszystkich trzech konferencji dostępna jest na naszym kanale YouTube.

KONFERENCJA I

Człowiek jest stworzony przez Boga na Jego obraz i podobieństwo. Obraz Boga w nas jest niezatarty, jednak podobieństwo do Niego możemy zatracić. Odzyskanie tego podobieństwa jest zadaniem człowieka, na całe życie. Człowiek winien szukać w sobie podobieństwa do Boga, nie do zwierzęcia, jak często ma to miejsce. Temu ma służyć życie mnichów. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa ludzie świeccy wychodzili na pustynię, aby tam poszukiwać Boga, aby odzyskiwać i odkrywać Jego obraz i podobieństwo w sobie. Byli to zwykli ludzie, bo duchownych jeszcze nie było. Nie było ‘instytucji’. Poszukiwanie Boga i więzy między ludźmi pociągało zwykłych ludzi na pustynię. Owocem takiego życia było (jest) otwarte serce i gościnność. Dla tych, którzy przychodzą, drzwi zawsze są otwarte. Ludzie zaczynają żyć obok siebie, tworzą się relacje. Grupa osób odkrywa i uczy się, co to znaczy modlić się w rytmie, co to znaczy razem pracować, co to znaczy razem świętować. Przynależność do instytucji nic nie wnosi do życia. To, co pociąga, to relacje i więzi.

Współcześnie da się zaobserwować wyraźny spadek powołań. Jednocześnie jest bardzo dużo ludzi, którzy chcieliby żyć w klasztorze przez jakiś czas – miesiąc, rok, dwa. Coraz więcej ludzi przyjeżdża do klasztorów na weekend. Dlaczego różne osoby przyjeżdżają do klasztoru w swój wolny czas, aby posłuchać o duchowości? Co je tam przyciąga? To sam Chrystus budzi w człowieku to pragnienie. Dlaczego? Czy nie dlatego, że ‘stary człowiek’ napełnił jego życie goryczą?

Życie mnisze nie jest dla wybranych. Aby być mnichem nie trzeba być księdzem/siostrą zakonną. Życie mnisze jest dla każdego. Jest to życie wiarą na co dzień. To poszukiwanie i odkrywanie obrazu i podobieństwa Boga w nas. Nie jest to ‘instytucja’, nie ‘nadbudowa instytucjonalna’. Od tej nadbudowy człowiek świecki jest wolny.

„Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18,20). Aby w ten sposób funkcjonować, ksiądz nie jest bezwzględnie konieczny. Pojawia się od razu myśl: ”Ale tak nigdy nie było”. Do tej pory być może tak. Ale czy jestem gotowy na nadejście nowego?

KONFERENCJA II 

Można żyć wiele lat i nie czuć nic. Żadnego poruszenia. Aż raptem się pojawia, nie wiadomo skąd, jakby samo. Człowiek zaczyna słyszeć to, czego do tej pory w ogóle nie słyszał. Coś zaczyna się w nim dziać. Jest to działanie ŁASKI. Potem następuje wewnętrzne pragnienie człowieka, by zwrócić się w tę stronę, z której to pochodzi. W stronę Boga. Człowiek, którego spotkało takie doświadczenie, nie wie co zrobić. Jak mam wkroczyć na drogę życia duchowego? Nie wie, bo nikt wcześniej tego go nie uczył. Intuicyjnie zaczyna więc szukać ludzi, którzy mu w tym pomogą. Ale ten drugi człowiek, sam, też nie wystarcza. On prowadzi go dalej, do wspólnoty.

Każdy z nas niesie ze sobą historię swojego życia, swoisty plecak doświadczeń i przeżyć. Łaska nie zabiera nam historii życia. Historię życia wnosimy do wspólnoty, ona będzie wychodzić z każdego z nas z osobna, bo wciąż w nas jest. Ale to nie wszystko. Poza historią swojego życia, do wspólnoty wnosimy też swoje oczekiwania. Bo przecież ludzie, których spotkałem/-am mają być według mnie idealni, dobrzy, święci, zachowywać się tak, a nie inaczej, tak, jak ja najchętniej bym to widział. Oczekiwania. I tu następuje rozbicie ‘mojego ideału’. Okazuje się bowiem, że ludzie, których spotkałem/-am są zwyczajni, niedoskonali. Ich zwyczajność przytłacza mnie, rozczarowuje.

Jak to unieść? I jak znosić swoje upokorzenia? Gdy pojawiają się takie myśli, należy zadać sobie pytanie: czego szukam, po co tu jestem? Co pociągnęło mnie do tego miejsca? Należy powrócić do początku, do pierwszych poruszeń i pierwotnej motywacji. Jest faktem, że w pojedynkę nie pójdę do przodu, nie nauczę się tego, czego mam nauczyć się we wspólnocie. Owoc życia duchowego sprawdza się bowiem w relacji. Miłość i cierpliwość weryfikuje się wśród ludzi takich jak ja, z własną historią życia.

Święty Benedykt mówił, że nie trzeba wszystkich kochać. Ale trzeba wszystkich szanować. Nie można też stracić z oczu celu, dla którego robimy to wszystko. Celem tym jest Chrystus. Jest jeszcze jedno pytanie osobiste do każdego z nas: Czy prawdziwie szukam Boga? Jeśli tak, godzę się na przyjęcie rzeczywistości takiej, jaka ona jest. Godzę się na pierwiastek bosko-ludzki, gdzie moje kanciaste ‘ja’ zderza się z kanciastym ‘ja’ brata. Możemy mieć różne wizje tego, co przed nami, możemy mieć sprzeczne dążenia, ale przetrwamy to, jeśli nie zapomnimy o początku, o Tym, który nas tu zgromadził.

W życiu wspólnym przyjdą sytuacje, kiedy będę zastanawiać się czy nie zwrócić komuś uwagi. Czy mogę upomnieć brata? Czy powinienem/powinnam raczej przyjąć pewne trudne sytuacje w  milczeniu? Tak, upomnieć mogę, ważne jednak, w jaki sposób to zrobię. Z pomocą i wskazówką może tu przyjść fragment listu św. Pawła do Galatów: „Wy zatem, bracia, powołani zostaliście do wolności. Tylko nie bierzcie tej wolności jako zachęty do hołdowania ciału, wręcz przeciwnie, miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie. Bo całe Prawo wypełnia się w tym jednym nakazie: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. A jeśli u was jeden drugiego kąsa i pożera, baczcie, byście się wzajemnie nie zjedli” (Gal 5, 13-15).

KONFERENCJA III

Od swoich początków, życie monastyczne było ‘atypiczne’. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa zwyczajne świeckie osoby wychodziły na pustynię, aby tam szukać Boga i prowadzić pogłębione życie duchowe. Również dziś Bóg zdaje się przekraczać to, co człowiek zamknął w ciasnych ramach swoich wyobrażeń. Można zauważyć, że obecnie wspólnoty tworzą się niejako na peryferiach ‘instytucji’, stroniąc od ‘klerykalizmu’. Cechą dominującą, która je charakteryzuje, jest liczne zaangażowanie osób świeckich. Osoby świeckie (kobiety, mężczyźni, rodziny) wspólnie żyją, modlą się, pracują. Ksiądz staje się zwykłym bratem we wspólnocie. Od pozostałych osób różni się tym, że przewodniczy liturgii, poza tym pozostaje ‘jednym z nich’. Szczególnie widoczne jest to w krajach Ameryki Południowej, ale już nie w krajach Afryki czy w Indiach, gdzie święcenia kapłańskie wciąż postrzegane są jako element prestiżu i wyższej pozycji społecznej. Niestety, istnieje wówczas ryzyko, że klerykalizm przysłoni istotę i wartość pierwotną, którą jest Chrystus, a życie monastyczne utraci swą profetyczną moc.

Wydaje się, że ludzie współcześni wyczuwają tę rozbieżność i domagają się powrotu do źródeł, do pierwotnego ideału: wspólna modlitwa w ciszy, medytacja, współtworzenie liturgii, możliwość zaangażowania się w taki sposób, aby poczuć się ‘jak u siebie’, w ‘swoim domu’. Siła takich wspólnot wypływa przede wszystkim ze wspólnej modlitwy i medytacji. Taka modlitwa jednoczy i objawia, co czynić dalej.

W takiej wspólnocie jest miejsce dla każdego. Każdy czuje się powołany na swój własny sposób – jeden na stałe, drugi jako rezydent, inny w dużej mierze modli się i pracuje wspólnie, ale zasadniczo żyje tak, jak dotąd, w swoim własnym mieszkaniu. Take życie wspólne stworzy okazje do przekraczania siebie, aby mogło zamanifestować się w nas to, co nazywamy miłością.

Wszystkie 3 konferencje o. Maksymiliana na naszym YouTubie

Aleksandra Lejszo
guest
0 Komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments